Ekspres do Hsipaw

PywOoLwin

Najlepsze doświadczenie w Birmie? Podróż koleją!  I jak dziwnie by to nie brzmiało, w Birmie nie wsiada się do pociągu, by się przemieścić – na to są zdecydowanie lepsze sposoby – do pociągu wsiada się po to, by przeżyć coś niezwykłego. Niezwykłe spotkanie z ludźmi, których bezineteresowność, gościnność i szczerość nie ma sobie równych w całej wschodniej Azji.

Jest krótko przed 7:00 rano w miejscowości Pyw Oo Lwin, kilka godzin drogi na wschód od Mandalay. Zimny wiatr przenika przez nasze ciepłe polary i zmusza nas do założenia czapek i rękawiczek. Siedząc na małych stołkach w lokalnej herbaciarni, grzejemy zmarznięte ręce o czarkę z zieloną herbatą – nie do końca tak wyobrażaliśmy sobie pobyt w tropikalnym kraju. Szybko jemy kilka lokalnych specjałów i wykorzystujemy okazję, by sprawdzić maila (w hotelu dla turystów wi-fi nie działa, ale w lokalnej knajpie już tak). Spóźnieni, pędzimy na stację, by złapać jedyny pociąg tego dnia do górskiej miejscowości Hsipaw. Na szczęście w Azji nic nie jest na czas, więc pociąg spóźnia bardziej niż my. Wsiadamy do prawie pustego wagonu – niebieska farba odchodzi z siedzeń, pod stopami stara podłoga z desek, a kilka pierwszych miejsc załadowanych jest po sufit główkami kapusty – zapowiada się niezły folklor, czyli dokładnie to, po co przyjechaliśmy.

PywOoLwin-1PywOoLwin-2PywOoLwin-7

Dwójka innych turystów, których poznaliśmy czekając na stacji, znalazła już swoje miejsca. Okazuje się, że nasze zajęte są przez stosy kapusty i kiedy staramy się wyjaśnić sprawę z konduktorem, do wagonu wsiada wycieczka duńskich oldboy’ów. Świetnie: my, cały wagon innych turystów i kapusta na pocieszenie – to by było na tyle jeśli chodzi o lokalny foklor. Na szczęście wciąż nie mamy miejsc, więc staramy się rozwiązać problem na naszą korzyść. Prosimy o przeniesienie do innego wagonu, bo to przecież dla nas żaden problem, a przynajmniej ta biedna kobieta nie musiałaby się siłować z całym stosem kapusty.

Drugi wagon ma podobnie „rustykalny” wystrój, z tą różnicą, że siedzenia pomalowane są na czerwono i nie ma kapusty, ale za to wszystkie miejsca zajęte są przez Birmańczyków lub, okazjonalnie, Chińczyków zmierzających do Lashio. Większość podróżnych wiezie torby wyładowane po brzegi produktami kupionymi w Mandalay, tak duże że nasze plecaki wygladają przy nich jak dziecięce zabawki. Mamy szczęscie, bo zajmujemy miejsce na przeciw buddyjskiego mnicha, który spodziewanie nie ma ze sobą nic. W przeciwieństwie do mnichów w Chinach, czy Laosie, birmańscy mnisi nie bawią się smartfonami, tylko naprawdę polegają na jałmużnie, a do tego są niezwykle ciekawi turystów z zachodu. Zostajemy poczęstowani cygarem, na przełamanie pierwszych lodów, a potem gawędzimy w sposób charakterystyczny dla osób, mówiących dwoma różnymi językami. Konwersacja szybko rozprzestrzenia się na sąsiednie siedzenia i po kilku minutach znamy już imiona wszystkich osób w wagonie. Szczególnie małżeństwo siedzące najbliżej nas stawia sobie za punkt honoru opiekę nad nami i naszym dobrym smopoczuciem. Ona – kobieta o pięknych rysach, lecz zniszczonej słońcem skórze i uśmiechem czerwonym od żucia betelu, opiekuje się mężem z jedną bezwładną ręką. Czesze jego długie, lśniące włosy w kok na czubku głowy, pomaga z jedzeniem, ale przede wszystkim wyręcza w bardzo ważnym w birmańskiej kulturze geście podawania czegoś drugiej osobie. Birmańczyk przekazuje jakaś rzecz, trzymając ją w jednej ręce, a drugą podtrzymując łokieć w geście pełnym szacunku i uniżenia. Tradycyjnie odbiorca nie może odmówić podarunku, bo wiązałoby się to ze złamaniem podstawowych zasad kultury.PywOoLwin-4PywOoLwin-5PywOoLwin-3

Na każdej stacji do wagonu wsiada nowa grupa obnośnych sprzedawców. Kobiety ze srebrnymi tacami na głowach, sprzedają owoce, orzechy i smażone przekąski. Mężczyźni w metalowych menażkach mają gorące dania: zupę, kurczaka, makaron z warzywami i jajka gotowane na twardo. Co jakiś czas jeden z nich staje na środku i rozpoczyna przemowę zachwalającą bardziej niezwykły produkt, najczęściej jakiś leczniczy olejek, a potem daje próbki pasażerom. Za każdym razem, gdy pojawia się nowe danie, czy owoc, ani się obejrzymy, jak nasi sąsiedzi kupują dla nas porcję. Mężczyzna daje ją kobiecie, a ona, tradycyjnym gestem, podaje ją nam. W tej sytuacji odmowa byłaby w bardzo złym tonie, więc pod koniec podróży nasze żołądki pełne są: herbaty z mlekiem, makaronu, jajek, mięsa po dacie ważności, orzechów i słodyczy, co okazuje się dużym wyzwaniem i nie musimy chyba dodawać, że kończy się w toalecie.PywOoLwin-6PywOoLwin-11PywOoLwin-8

A po co oldboy’e wsiedli do tego pociągu? Nie po doświadczenie bynajmniej, bo o to raczej ciężko w tak dużej grupie. Duńczycy jechali tym pociągiem, z tego samego powodu, dla którego my wybraliśmy właśnie tą trasę, a nie każdą inną w kraju – by zobaczyć wiadukt Gokteik, wielkie osiągnięcie inżynieryjne z początku XX wieku – a zaraz za nim wysiedli, by resztę drogi do Hsipaw pokonać w klimatyzowanym autobusie. Na nas wiadukt nie zrobił żadnego wrażenia – może nie byliśmy w stanie docenić wirtuozerii ówczesnych konstruktorów, a może byliśmy zbyt zajęci toczącymi się w naszym wagonie lekcjami birmańskiego dla początkujących.

Po 6-ciu godzinach doczołgaliśmy się do Hsipaw, oddalonego może o 100 km od Pyw Oo Lwin. Przed wyjściem nastąpiła fala emocjonalnych pożegnań, jako że większość naszych nowych znajomych jechała dalej. Otrzymaliśmy zaproszenia na obiad, kolację, herbatę i nocleg do połowy wiosek w okolicach Lashio, a kiedy wysiedliśmy z pociągu nadal słyszeliśmy okrzyki naszych współpasażerów. Dwójka turystów, których poznaliśmy na początkowej stacji, patrzyła na nas z mieszanką przerażenia i zachwytu (a może to była zazdrość). Te kilka godzin powinno nas wymęczyć i znudzić, a w zamian za to naładowało nas pozytywną energią na najbliższe kilka tygodni. Taka jest właśnie Birma.PywOoLwin-13PywOoLwin-12

Więcej zdjęć z pociągu na trasie Pyw Oo Lwin – Hsipaw:

Okolice Mandalay 26-27.01.2013

11 Responses to “Ekspres do Hsipaw”

  1. Podróż tą trasą, w przeciwnym kierunku była zdecydowanie jedną z najprzyjemniejszych rzeczy jakie zrobiłem w Birmie – zaraz po przeprawie na skuterze przez 200 km krętych dróg z Mandalay do Kyaukme.

    http://skokwbokblog.com/miedzy-atrakcjami/

    Dzięki za ten wpis, przywołał najlepsze ze wspomnień.

  2. darsik pisze:

    Miło mi słyszeć, że Birma się zmienia. Kiedy jechaliśmy tą trasą w 2001 roku nie było mowy o jakimkolwiek kontakcie z tubylcami. Byliśmy pilnowani przez dwóch osiłków, którzy skutecznie odstraszali każdego, kto usiadł za blisko nas, nie mówiąc o nawiązaniu jakiejkolwiek rozmowy. Na wiadukcie w Gotheik kiedy zacząłem robić zdjęcia obskoczyli nas. Usłyszeliśmy: Only look. No photo. Specjalnie się nie przejęliśmy. Kiedy na najbliższej stacji zobaczyłem jak w kierunku naszego wagonu zmierza dwóch gości z kałachami byłem święcie przekonany, że zaraz skonfiskują nam co najmniej klisze. Na szczęście okazało się, że chyba naoglądałem się za dużo filmów sensacyjnych ;-).

  3. Kuba pisze:

    Dobre! Az mi sie nasza podroz tamtedy przypomniala :)
    http://bezdomu.wordpress.com/2011/05/14/myo-myint-w-klasie-zwyczajnej/
    Pozdrawiam!

  4. Tomek z Gdyni pisze:

    Mogę tylko potwierdzić , że jazda koleją z Pyin U Lvin do Hsipaw to przygoda. Chociaż my jechaliśmy w nieco wygodniejszym przedziale, to jednak z wielodzietną , śpiewającą , hinduską rodzinką :) Też było śmiesznie.
    Pociąg jadąc kolebie się na boki i podskakuje jakby chciał wypaść z torów. (nasz jechał 8 h )
    Mijany po drodze stalowy most nad przełęczą też się pamięta.
    Ciekaw jestem Waszego pobytu w Hsipaw, bo ja trochę żałuję , że mieliśmy na to miejsce zbyt mało czasu.
    ps: pierwsze zdjęcie dziecka wystającego z kolejki na stacji Pyin U Lvin – jakbym je widział wcześniej. Mam podobne ujęcie, ale jeszcze nie wywołane z Rawa.
    Pozdrawiam :)

  5. Nadege pisze:

    Google translate is not that good in translating your descriptions, but I understood most of it…. i guess!! :) Thanks for sharing your amazing experiences with us… and, I LOVE YOUR PICTURES!! :)

  6. Autokary pisze:

    Perspektywa podróżowania zarówno koleją jak i innymi środkami lokomocji może być rzeczywiście pociągająca. Poznawanie ludzi, jak żyją, nawiązywania kontaktów.

  7. Magda pisze:

    Bardzo, bardzo miło czyta się Waszego bloga. Jestem zachwycona :)))
    Pozdrawiam Was ciepło z Krakowa!

  8. Super tekst i bardzo fajne zdjęcia! :)
    A koleją uwielbiam jeździć, więc tym bardziej podobał mi się Wasz wpis. :)