Inne oblicze Karaibów: Cabo de la Vela i Punta Gallinas

karaiby-1

Minęliśmy Santa Marta. Minęliśmy Taganga i Park Tyrona. Minęliśmy wszystkie miejsca, które ludzie uważają za CEL i pojechaliśmy na wschód, ku granicy z Wenezuelą.

Mieliśmy ograniczony czas, bo tylko miesiąc na zwiedzenie całej (ogromnej przecież) Kolumbii i musieliśmy wybrać, CO tak naprawdę chcemy zobaczyć. Na pewno nie miejsca, których widzieliśmy już -naście na karaibskim wybrzeżu, bo niestety (to jedna z większych wad długiego podróżowania) zlewają się one w tę samą, nudną całość. Z pewnością też nie te popularne i oblegane, bo w okresie świąteczno-sylwestrowym (kiedy to rozgrywa się akcja), nie znaleźlibyśmy na piasku wystarczająco miejsca na nasze potrzebujące-komfortowego-dystansu-od-innych-ludzi cztery litery. Odpadła więc Santa Marta, Taganga i Park Tyrona, a wybór padł na Palomino.

palomino-1palomino-2palomino-3palomino-4palomino-5

Niezupełnie inne, chyba raczej dość sztampowe – z białym piaskiem, palmami i bambusowymi knajpkami na plaży, ale za to bardzo kameralne. Wprost idealne, by na kilka dni przerwać podróż do naszego kolejnego celu – położonego na samym czubku pustynnego Półwyspu La Guajira, Cabo de la Vela.

Niełatwo się tam dostać bez własnego środka transportu. Podróż z najbliższego miasta – Riohacha, wymaga kilku przesiadek lokalnymi autobusami i samochodami 4×4, ale Cabo de la Vela jest tego warte. To nie pocztówkowa miejscowość nadmorska z białym piaskiem, palmami i kolorowymi rybkami pływającymi w krystalicznie czystej wodzie. Nie ma tam internetu, ani eleganckich resortów, woda to dobro luksusowe, a cała wioska to w zasadzie tylko skupisko trzcinowych chat. Chciałabym nawet powiedzieć, że to miejsce położone na końcu drogi, ale nie mogę, bo droga kończy się jakieś 20 km wcześniej, a do Cabo de la Vela prowadzi wyrobiony w piasku, wyboisty trakt. Nie jest to miejsce dla osób szukających wypoczynku i wygody. Jest INNE, wymagające, fascynujące i piękne. Idealne dla nas, bo szukaliśmy miejsca, które by nas zaskoczyło i Cabo de la Vela nie zawiodło.

Najbardziej urzekł nas krajobraz – prawie graficzny w swojej monochromatyczności. To tak jakby świat był czarno-biały, lub w tym wypadku raczej beżowo-niebieski. Beżowy od piasku, który jest wszędzie – na plaży, na głównej „ulicy”, w restauracji oraz toalecie, i niebieski od nieba w odcieniach błękitu oraz wód Morza Karaibskiego, o niewyobrażalnie turkusowym kolorze. Poza tym Cabo de la Vela ma coś w sobie – ten klimat, którego się nie zapomina. Dzieciaki śmigające na kitesurfingu, jak profesjonaliści. Langusty grillujące się na poboczu tej samej (bo jedynej) piaszczystej drogi. A nawet fakt, że trzeba samemu przynieść wiadro wody do spłukania toalety.

cabo-2cabo-1cabo-3cabo-4cabo-5

Prostota i życie blisko natury – to przyciągnęło nas i wielu przed nami do Cabo de la Vela i choć wydawać by się mogło, że to koniec świata i dalej nie ma już nic, ta mała wioska na pustyni jest dopiero początkiem drogi do miejsca jeszcze bardziej odległego i surrealistycznego – na Punta Gallinas.

Dotarcie na najbardziej wysunięty na północ punkt Ameryki Południowej stało się naszym celem w chwili, gdy po raz pierwszy postawiliśmy stopę na tym kontynencie. Trudno dostępny, prawie niezamieszkany, surowy i niegościnny, a do tego zniewalająco piękny – wszystko co zobaczyliśmy wcześniej było tylko przystankiem w mozolnej drodze do celu. Z Cabo de la Vela czekał nas ostatni fragment podróży – niecałe 100 km po rzadko uczęszczanych, pustynnych szlakach wiodących na krańce świata. Nie jeżdżą po nich autobusy, bo nie mają dla kogo – na Punta Gallinas żyje bowiem tylko 8 rodzin, z których 2 prowadzą prowizoryczne hotele dla turystów. Nie mieliśmy też motocykla, ale pewnie niewiele by to zmieniło, bo jeśli mamy choć odrobinę zdrowego rozsądku, nie pojechalibyśmy nim dalej niż do Cabo de la Vela. Kopny piasek i wszędobylskie igły kaktusów, zamieniłyby tę wyprawę w istny koszmar, bo nawet samochodem z napędem na 4 koła, ta pozornie niedługa trasa potrafi zająć 10 godzin. Tylko osoba doskonale znająca okolicę potrafi przejechać ten dystans w normalnym czasie 4 godzin. Pozostało nam taką osobę znaleźć.

Szukanie kierowcy chętnego na wycieczkę w Sylwestra, a powrót w Nowy Rok nie przyszło nam łatwo. Na szczęście zawsze znajdzie się ktoś, kto woli zarobić, niż imprezować, a naszą kartą przetargową był fakt, że było nas aż czworo. Ostatni dzień roku zaczęliśmy więc wyjątkowo wcześnie, bo już o 4:00 rano, by w ciągu nocy pokonać bezlitosny żar pustyni. Na miejsce dotarliśmy po 8:00 i już na wstępie spotkało nas niemałe rozczarowanie. Zamiast pustego i cichego miejsca, 8-miu rodzin i 8-miu domów, zastaliśmy 40-osobową, roześmianą grupę studentów z Bogoty, która zajęła wszystkie pokoje w hotelach. Swoją drogą trudno się dziwić, bo choć przez większą część roku ten skrawek lądu pozostaje odludny, to mogliśmy przewidzieć, że nie tylko my wpadniemy na pomysł powitania Nowego Roku na końcu świata. Z pokorą zajęliśmy ostatnie 4 hamaki rozwieszone na terenie hotelu, żałując że wybraliśmy właśnie TEN dzień na odwiedzenie Punta Gallinas, ale nasza początkowa niechęć szybko przerodziła się w radość i ekscytację, kiedy okazało się że studenci zapewnili nam doborowe towarzystwo i jeden z najbardziej niezwykłych Sylwestrów w życiu.

A samo Punta Gallinas? Ciężko jest znaleźć nam słowa na opisanie tego niezwykłego miejsca. Trzeba pojechać i samemu się przekonać, do czego gorąco zachęcamy! Resztę powiedzą zdjęcia.

gallinas-3gallinas-2gallinas-4gallinas-6gallinas-9gallinas-10

Jak dostać się do Cabo de la Vela i na Punta Gallinas?

 

  • gdziekolwiek jesteś wsiądź w autobus do Riohacha – ostatniego miasta z dobrze funkcjonującą komunikacją publiczną
  • w centrum miasta znajdź postój samochodów do Uribia (15.000COP/os.), albo powiedz kierowcy autobusu, by wysadził Cię przy rzeczonym postoju; alternatywa: jeśli jedziesz z zachodu (Kartagena, Santa Marta, Baranquilla), a autobus jedzie aż do Maicao, zamiast wysiadać w Riohacha dojedź do skrzyżowania dróg 90 i 88 (cuatro caminos) i stamtąd wynajmij samochód do Uribia (8.000COP/os.)
  • w Uribia przesiądź się do samochodu 4×4 do Cabo de la Vela (13.000COP/os.)
  • w Cabo zapytaj w kilku różnych miejscach (hotele, restauracje) o samochód, który może zawieźć Cię na Punta Gallinas (130.000COP/os. w wysokim sezonie, w niskim  podobno nawet do 100.000COP/os.); przygotuj się na ostre negocjacje cenowe; samochody wyjeżdżają z reguły wcześnie rano (4:00); cena oprócz transportu tam i z powrotem powinna zawierać 4-godzinną wycieczkę jeepem po okolicach Punta Gallinas
  • zakwaterowanie na Punta Gallinas jest bardzo proste (hamak 15.000COP/os.) i nie ma tam żadnych sklepów, więc warto zaopatrzyć się wcześniej w wodę i przekąski; posiłki można wykupić w hotelu, ale są dosyć drogie i nieszczególnie dobre
  • jeśli nie chcesz wracać do Riohacha, z cuatro caminos można złapać taksówkę do Valledupar za ok. 105.000-120.000COP/samochód w zależności od umiejętności negocjacji; niestety nie kursują w tamtym kierunku żadne autobusy

Więcej zdjęć z karaibskiego wybrzeża Kolumbii w galeriach:

Palomino 27-28.2014
Cabo de la Vela 30.12.2014-01.01.2015
Punta Gallinas 31.12.2014-01.01.2015

17 Responses to “Inne oblicze Karaibów: Cabo de la Vela i Punta Gallinas”

  1. KołemSięToczy.pl pisze:

    Świetne zdjęcia jak zwykle 😀 Te wszystkie torby na ramie mocno przypominają mi kirgiskie :)

  2. No cudnie tam! Chyba nie macie po drodze brzydkich miejsc, co?

  3. Eeee tam! Podzielcie się, w życiu nie ma, że same zachwyty

  4. Nawet palmy są tęczowe, cudnie!

  5. Katarzyna pisze:

    Marzenie być w takim miejscu, zobaczyć to wszystko, przeżyć takie chwilę :) Świetna sprawa, naprawdę :) Gratuluję tych wszystkich podróży i jednocześnie zazdroszczę.

  6. Jaki super klimat na zdjęciach i te kolory! Tak sobie wyobrażam Karaiby 😉

  7. Tony Kososki pisze:

    Ej ja wlasnie tam jade, tzn nie dokladnie w to miejse na pustynie, ale do Cartageny, chociaz kto wie czy nie skoncze w tej nieszcesnej Wenezueli. Odezwijcie sie i prosze przeczytajcie to co wrzucilem na strone, jestem ciekawy czy macie podobne przemyslenia po pobycie w Kolumbii. Ja zaraz zabieram sie za lekture waszego, chociaz juz dawno powinienem byc zdala od Bogoty…

  8. Alicja pisze:

    Wybaczcie mi może nadmierne zainteresowanie, ale zawsze zastanawiam się, skąd ludzie, którzy z taką pasją podróżują maja pieniądze na życie? Jesteście dla mnie wzorem, gdyż realnie nie wyobrażam sobie takiego żcyia, zazdroszczę jednak z całych sił! Pozdrawiam :)

  9. Magda Kajzer pisze:

    Zdjęcia piękne, relacja niesamowita, aż chce się rzucić wszystko i pędzić na Karaiby. ..

  10. Ewelina M. pisze:

    Przepiękne zdjęcia, też bym tak kiedyś chciała podróżować 😀

  11. Piotr pisze:

    Zdjęcia rewelacja. Piękne widoki wybrzeża zawsze mnie pociągały.