Inny świat Mennonitów

mennonici

To było bardzo dziwne spotkanie. Kilka identycznych twarzy spoglądało na nas ciekawsko z okien niebieskiego domu obitego sidingiem. Wszystkie piegowate, o niebieskich oczach i jasnych blond włosach. Niektóre dziecięce, inne dojrzałe i pomarszczone, ale mimo wszystko, tak podobne. Nawet ubrania mieli takie same, jakby uszyte z tej samej beli materiału: flanelowe koszule, spodnie na szelkach i białe kowbojskie kapelusze. Nie uśmiechali się, nie zapraszali do środka, po prostu wpatrywali się w nas bez wyrazu, jak na przybyszy z obcej planety.

Przed domem stały konie zaprzęgnięte w wozy. Kilkadziesiąt koni i kilkadziesiąt identycznych powozów. W niektórych siedziały kobiety, ukrywające swój wiek pod długimi, ciemnymi sukniami i czarnymi chustami. Czekały ze spuszczonymi głowami i wzrokiem wbitym w ziemię, ignorując naszą obecność.

Nasza pierwsza myśl – Amisze. Wiele na to wskazywało, ale byli to Mennonici – kolejne interesujące słowo w belizyjskim słowniku. Kim oni są i co robią w tym małym, środkowoamerykańskim kraju?

mennonici-1

Trochę historii

 

Skojarzenie z Amiszami nie było zupełnie błędne. Te dwie grupy religijne są do siebie bardzo podobne i mają wspólne korzenie. Po jakimś czasie nastąpił jednak rozłam, bo podczas gdy Mennonici stawali się coraz bardziej liberalni, Amisze twardo obstawiali przy tradycji. Także w obrębie samych Menonitów istnieje wiele różnych społeczności, bardziej i mniej podobnych do Amiszów: niektórzy są bardzo konserwatywni – odrzucają postęp i technologię, nie korzystają z elektryczności i przemieszczają się wozami zaprzęgniętymi w konie, inni – są właścicielami najbardziej nowoczesnych fabryk w Belize, biorą aktywny udział w życiu politycznym i są jednymi z najbardziej zamożnych mieszkańców kraju.

W Belize mieszkają już od ponad 50-ciu lat i wygląda na to, że zostaną tu na długo, ale ich droga do „ziemi obiecanej” nie należała do najprostszych. Ze względu na radykalne poglądy, niechęć do płacenia podatków i służby militarnej, ich obecność zawsze uważana była za uciążliwą. Z Holandii i Niemiec, skąd się wywodzą, prześladowania zmusiły ich do przeniesienia się na odległe tereny Prus. Stamtąd migrowali do USA i Kanady, a następnie do Meksyku i jeszcze dalej na południe, na tereny Hondurasu Brytyjskiego, czyli obecnego Belize. Tutaj znaleźli wreszcie naród, który przyjął ich z otwartymi rękami i pozwolił osiedlić się na słabo zaludnionych terenach w głębi kraju. Zastali tam gęstą dżunglę, którą wykarczowali, zamienili w pola uprawne i połączyli siecią szutrowych dróg. Obecnie Mennonici stanowią podstawę belizyjskiego rolnictwa, produkując mleko, sery, jaja, drób oraz uprawiając warzywa i owoce.

mennonici-5Pierwsze spotkanie

 

To było w Shipyard w Północnym Belize – największej i jednej z najbardziej konserwatywnych społeczności Mennonitów w kraju. Zupełnie nieświadomi, trafiliśmy do niej w drodze do ruin Lamanai, która jest długa i wyboista, i nieczęsto używana przez turystów. Minęliśmy kilka kreolskich wiosek, które widuje się w całym Belize, a gdy wydawało się, że między nami, a ruinami jest już tylko dżungla, zaczęły się rozległe pola uprawne i wjechaliśmy do miasteczka z innego czasu i przestrzeni. Przenieśliśmy się na amerykańską prowincję, gdzie pokryte sidingiem domy, regularnie ustawione są wzdłuż wytyczonej od linijki drogi. Proste, ale schludne i uporządkowane – tak inne od chaotycznych, kreolskich osad. Była niedziela rano i ulica była pusta, podobnie jak domy i podwórza. Miasto duchów, sprzed kilku dekad – pomyślałam, ale wtedy dojechaliśmy do niebieskiego domu, w którym zgromadzili się wszyscy.

Obojętne twarze wpatrywały się w nas z okien, nie do końca zachęcając do wejścia do środka. Poczekaliśmy więc, aż wszyscy wyjdą – mężczyźni, kobiety, dzieci, mijali nas bez słowa, odpowiadając na nasze powitania jedynie wątłym skinieniem głowy. Ja stałam się niewidzialna, a przynajmniej niewidoczna dla przechodzących. Marcin zagaił do dwóch nastolatków czekających przy wejściu, których wzrok z uporem wbity był w ziemię. Odpowiadali na pytania, byli uprzejmi, ale nie nazwę tego rozmową, co najwyżej wymianą informacji. Starsi mężczyźni byli bardziej otwarci, ale na żadnej twarzy nie zagościł uśmiech. Wsiadali do powozów powoli, mijając nas obojętnie, a potem odjeżdżali do swoich domów. Nikt nie zainteresował się tym kim jesteśmy i co tu robimy, a wielu sprawiało wrażenie zażenowanych naszą obecnością. To było zdecydowanie najdziwniejsze spotkanie podczas naszej podróży.

mennonici-6

Drugie spotkanie

 

Drugi był Spanish Lookout, w prowincji Cayo, na zachodzie kraju. Tym razem przyjechaliśmy celowo, żeby zobaczyć społeczność Mennonitów z innej perspektywy. Tam nie było powozów, ani koni, byli z to mężczyźni we flanelowych koszulach i ogrodniczkach. Jeździli drogimi samochodami, po świeżo wybudowanych asfaltowych ulicach, mijając nowoczesne fabryki i spichlerze. To niewielkie miasteczko po drugiej stronie rzeki od całej krajowej infrastruktury, było najbogatszym i najbardziej rozwiniętym miejscem jakie widzieliśmy w tym kraju. Wszyscy zajęci byli swoimi sprawami i nikt się tak naprawdę nie wyróżniał, gdyby więc było to nasze pierwsze spotkanie z Mennonitami, nawet byśmy go nie zauważyli.

mennonici-9

Mówi się, że Mennonici zawładną kiedyś Belize. Być może. A właściwie, to nawet całkiem prawdopodobne. Oprócz Chińczyków, których jest w Belize znacznie mniej, to najciężej pracująca grupa, w tym raczej powolnym i leniwym kraju. Niektórzy z nich zupełnie nie korzystają ze swoich wpływów i zarobionych pieniędzy, ale jest i grupa, która doktryny swojej wiary (skromność i ciężka praca) potrafiła przekuć w niezły biznes. Jesteśmy bardzo ciekawi, co się w przyszłości wydarzy.

Więcej zdjęć z naszego pierwszego spotkania z Mennonitami w galerii:

Lamanai i Shipyard 06.07.2014

7 Responses to “Inny świat Mennonitów”

  1. Anna Alboth pisze:

    Ha! Ciekawe doświadczenie, nie? :)

  2. Justyna Kloc pisze:

    My mielismy okazje spotkac mennonitow dwukrotnie: raz w Boiiwii, kolo Santa Cruz, gdzie zyje bardziej radyklany odlam i drugi raz w Paragwaju w Filadelfii. Do Filadelfii pojechalismy specjalnie aby odwiedzic znajdujace sie tam muzeum mennonnitow. Pomimo tego (a moze wlasnie dzieki temu), ze sa oni bardziej postepowi i otwarci na spotkania z innymi ludzmi udalo sie nam z nimi porozmawiac i sporo dowiedziec o ich kulturze. Na przyklad dowiedzielismy sie, ze do Filadelfii dotarla spora grupa mennonitow z Polski :) Wiec jesli zaintrygowala was ich religia, a bedziecie w Paragwaju zdecydowanie polecamy zboczyc nieco z trasy i odwiedzic Filadelfie (swoja droga bardzo dziwne oczucie, kiedy w hiszpanskojezycznym kraju bylismy pytani czy mowimy po hszpansku, a na ulicach wszystkie znaki byly na ten jezyk tlumaczone:))

    • Do Paragwaju jeszcze daleko, ale jeśli uda nam się tam dojechać, to na pewno odwiedzimy! Fajnie byłoby dowiedzieć się o nich trochę więcej, bo tym razem w Belize, nie było to zbytnio możliwe.
      Dzięki za rady!

  3. Anna Alboth pisze:

    dla mnie było najciekawsze ze wszystkich w Ameryce Środkowej

  4. Kris pisze:

    Szukam informacji o tych ludziach i natknalem sie na Paczki :) My mielismy spotkanie z nimi 270 km na wschod od Santa Cruz. Dla mnie przerazajace w pierwszej fazie, zreszta w kazdej kolejnej tez, tak jakby czekali na nas… stali oparci o belki podtrzymujace strop i patrzyli spod byka. Nieprzyjemne to bylo.