Jane Goodall od wyjców

wyjce

Brian podążał za odgłosami wycia w głąb dżungli. Zlokalizowanie małp nie było trudne – siedziały wysoko w koronach drzew, odpowiadając na przeciągłe wycie z drugiej części lasu. Samiec, samica i jedno młode przyglądały nam się uważnie. Nie zatrzymując się, przewodnik zaczął mówić coś do siebie. Come, baby, come – usłyszeliśmy i uśmiechnęliśmy się drwiąco pod nosem. Tak, jasne, powie „Przyjdź, kochanie, przyjdź”, a małpy zejdą z drzew jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Chwilę później samica i młode zwisały z gałęzi na wysokości naszych głów, zajadając się zerwanymi przez Brian’a liśćmi z ich ulubionego drzewa.

wyjce-1

Byliśmy w Bermudian Landing – małej wiosce w środkowym Belize, gdzie oprócz kilku domów, jednego sklepu i boiska do gry w piłkę, nie ma prawie nic. Prawie, bo w tej i kilku okolicznych społecznościach, działa Community Baboon Sanctuary – sanktuarium wyjców, największych i najgłośniejszych małp Nowego Świata.

Kilkanaście lat temu wyjce czarne, które występują tylko na niewielkim obszarze Belize, południowego Meksyku i północnej Gwatemali, były zagrożone wyginięciem. Dzięki organizacjom takim, jak ta, w ciągu kilku lat ich populacja ustabilizowała się, a małpy rozprzestrzeniły się na terenie całego kraju. Co najciekawsze, sanktuarium od początku do końca prowadzone jest przez mieszkańców wioski, którzy choć sami żyją w bardzo prostych warunkach, znaleźli czas i energię, by zająć się ochroną dzikich zwierząt.

wyjce-5

Jak na tak duży sukces, instytucja jest nader skromna. Niewielki, drewniany domek zamieszkany przez nietoperze śpiące pod dachem i garstka ludzi zajmujących się małpami i funkcjonowaniem programu. Informacja, małe muzeum i przewodnicy z wioski, dla których oprowadzenie tych kilku turystów, którzy zjawią się w ciągu miesiąca, jest tylko częścią obowiązku. Brian pracuje z wyjcami od kilkunastu lat. Bada ich zachowania i zwyczaje, kontroluje ich liczebność, potrafi rozpoznać poszczególne osobniki i „rozmawiać” z nimi, perfekcyjnie imitując wycie. Z drugiej strony, małpy też go rozpoznają, nie boją się zbliżyć, co daje turystom wspaniałą możliwość zobaczenia tych naczelnych z niecodziennej perspektywy.

wyjce-4

Po dojechaniu na miejsce, rozbiliśmy namiot na terenie organizacji i poszliśmy wrzucić coś na ząb. A pisząc, że w Bermudian Landing nie ma prawie nic, nie żartowaliśmy. W sklepiku można kupić tylko czipsy, a w całej wiosce nie ma ani jednej restauracji, jadalni, ani nawet przyulicznej budki. W końcu udało nam się kupić smażonego kurczaka z prywatnej kuchni i to musiało wystarczyć, przynajmniej do rana. O zachodzie słońca, kiedy małpy rozpoczynają swój codzienny koncert, wybraliśmy się do lasu, żeby przyjrzeć im się z bliska. Znalezienie wyjca, z przewodnikiem, czy bez, nigdy nie jest trudne – wystarczy iść za odgłosami, ale zobaczenie go bliżej, niż tylko wysoko w koronach drzew, należy do rzadkości. Dlatego na kolejny wypad do dżungli postanowiliśmy pójść z Brian’em.

wyjce-3

Umówiliśmy się o 7 rano, kiedy małpy są najbardziej aktywne, ale nie spaliśmy już od 5 , postawieni na równe nogi przez głośne zawodzenie wyjców, które byłoby w stanie obudzić największego śpiocha. Nie dotarliśmy jeszcze do lasu, a już dowiedzieliśmy się o dżungli więcej, niż przez ostatnie miesiące w podróży. Przewodnik pokazał nam rośliny, których liście odbijają na skórze białe ślady, tak zwane naturalne „tatuaże” i mrówki o szczękach tak mocnych, że kiedyś używano ich do zszywania ran. Potrafił naśladować dźwięki wydawane przez ptaki, które pojawiały się obok nas w mgnieniu oka, a kiedy znaleźliśmy wreszcie rodzinę wyjców i Brian zadziałał swoją magię, ta krótka i nieplanowana wycieczka, przerodziła się w jedno z najlepszych spotkań z dzikimi  zwierzętami w naszym życiu.

wyjce-2

Mieliśmy swoje 15 minut z wyjcami, które były tak blisko, że czasem ciężko było zrobić zdjęcie, kiedy mały wyjec wsadzał mi łapy i nos w obiektyw. A gdy znudziły się nami, wróciły w korony drzew do swojego samca, który przez cały czas uważnie nas obserwował, zbyt dumny, by zejść do ludzi. Potem, jeszcze przez kilka minut słuchaliśmy pokazu siły pomiędzy naszym przewodnikiem imitującym wycie, a wyjącym samcem, który chyba nigdy nie przestanie nas zadziwiać. Jak tak niewielkie i delikatne zwierzę, potrafi wydać z siebie tak przerażający i potężny dźwięk?

Po dwóch latach podróżowania wiemy już, że o godne zapamiętania spotkanie z dzikimi zwierzętami jest trudno, a nasze mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki.

Spotkanie z dzikimi słoniami w Tajlandii.

Nurkowanie z 6-cio metrowymi kosogonami na Filipinach.

Rejsy po rzece Kinabatangan na malezyjskim Borneo.

Pływanie z żółwiami i spacer z czarnymi makakami w Indonezji (o których nie mieliśmy czasu napisać).

Teraz czas dołożyć drugą rękę, bo spotkanie z wyjcami w Belize na pewno zasługuje na dopisanie do tej listy!

Więcej zdjęć wyjców z Bermudian Landing w galerii:

 

Bermudian Landing 08.07.2014

12 Responses to “Jane Goodall od wyjców”

  1. Małgorzata pisze:

    I to się nazywa przygoda:) dzięki za jej namiastkę :)

  2. No mnie malpki kiedys niezle daly popalic, weszly przez malenka szpare w oknie, nie wiem jak je otwarly, ale zdolne bestie byly. I przyznam ci, ze zamiast uim robic zdjecia to ze szczota ganialam! Az sie podziele 😉 https://wkrainieteczy.wordpress.com/2013/09/09/inwazja-malp/

  3. Wow, przyznaje, zazdroszcze spotkania z tymi zwierzetami w ich naturalnym srodowisku! Ja widzialam wyjce, te amazonskie, tylko w zoo….

    https://boliviainmyeyes.wordpress.com/2013/08/18/new-world-monkey-z-wizyta-u-czarnego-wyjca-amazonskiego/

  4. Mona pisze:

    Małpy są chyba na ostatnim miejscu moich marzeń o spotkaniu z dzikimi zwierzętami. Widziałam je na Gibraltarze i nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia – jest w tych naszych przodkach, coś co mnie przeraża.

    Choć z przewodnikiem takim jak Brian, mogłoby być ciekawie 😉

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Małpy mogą być naprawdę wredne. Te, które żyją blisko ludzi są agresywne, kradną jedzenie, itp. Natomiast małpy zupełnie dzikie to inna bajka. Można się z nich zakochać!

  5. nie wiem czemu, ale małe małpki zawsze robią furorę..
    piękne miejsce…

  6. aguadecocopl pisze:

    Piekne zdjecia i ladnie napisana historia :). Czego chciec wiecej? CHyba tylko „bycia” tam osobiscie!

  7. Justyna pisze:

    Byłam tam parę dni temu i trochę się zmieniło. W sklepie można spokojnie kupić produkty do jedzenia, wodę. Jest też możliwość zakwaterowania u rodziny. Kosztuje to niestety 45$ amerykańskich jednak plusem jest to ze zjemy kolacje i śniadanie z rodziną u której mieszkamy więc będzie to „regionalna” kuchnia.

    • paczkiwpodrozy pisze:

      No to super! Możliwe że rodzinka wcześniej też tam była, tylko do niej nie dotarliśmy. Może macie jakieś namiary?

  8. Ollie pisze:

    Ale dźwięki! Zwierzaki super, uwielbiam, ale jakbym usłyszała coś takiego w dżungli to bym się mocno przestraszyła!