Pożegnaliśmy naszych przyjaciół…

Pożegnaliśmy naszych przyjaciół, wsiadających do autobusu relacji Sihanoukville – Bangkok. Uściskaliśmy ich, jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć, w końcu rok to cała masa czasu. Uroniliśmy kilka skrytych łez, pomachaliśmy ich cieniom ukrytym za przydymionymi szybami autobusu. Wspomnieliśmy wszystkie wspaniałe chwile, które przeżylismy w ciagu ostatnich tygodni. Nagle  poczuliśmy, że nie jesteśmy w stanie podróżować sami. Po prostu nie potrafimy.

Wróciliśmy do Phnom Penh. Ulokowaliśmy się w jednym z tanich hosteli, a następnego ranka poszliśmy zjeść śniadanie, na tym samym tarasie z widokiem na miasto, co zwykle. Tosty były zimne, a dodatkowa opłata za cytrynę do herbaty jakaś bardziej irytująca. Wieczorem odwiedziliśmy targ, zjedliśmy nasze ulubione, smażone noodle, ale opuściliśmy miejsce tak szybko jak tylko ostatni kawałek jedzenia zniknął z naszych talerzy. Nic nie smakowało jak wczesniej, nic nie wygladało tak samo. Miasto wydawało nam się jakieś smutne i odrętwiałe bez tej dwójki wspaniałych towarzyszy podróży.

Musieliśmy ruszyć naprzód, zostawić Kambodżę za sobą i odnaleźć radość w podróżowaniu we dwójkę. Kupiliśmy bilety na autobus w kierunku laotańskiej granicy. Po kilkunastu godzinach jazdy, bez gadania wręczyliśmy kilka dolarów łapówki za wbicie pieczątki, inspekcję lekarską i inne nieistniejące opłaty. Pod osłoną nocy wsiedliśmy na małą łodkę i, prawie jak zbiedzy, w sztucznym świetle latarki, przeprawiliśmy się do krainy 4000 wysp na Mekongu.

3 Responses to “Pożegnaliśmy naszych przyjaciół…”

  1. Artur pisze:

    Ileż mnie nerwów kosztowało to przejście graniczne! Czekam na relację z relację z Bolaven 😛 Ciągle jesteście na Filipinach?

    pozdrawiam
    Artur

    • paczkiwpodrozy pisze:

      My poszlismy na latwizne i zaplacilismy haracz bez gadania :) Nasza relacja z Bolaven moze nie bedzie obfitowala w AZ takie przygody, jak wasza, ale rowniez bedzie ciekawa. Wiesz o czym mowa jesli widziales stan moich nog (wrzucalam na FB). Ciagle na Filipinach, za 3 dni Birma.

  2. teraz tez łezka w oku się zakręciła…:*