10 powodów, dla których warto pojechać na Półwysep Kalifornijski

baja

Amerykańskie podejście do Meksyku można scharakteryzować tylko jednym słowem: paranoja. W mediach codziennie mówi się o walce z gangami narkotykowymi zza południowej granicy, akcjach policji i związanych z nimi zabójstwach. Cały kraj utożsamiany jest z niebezpieczeństwem, a na pytanie gdzie najlepiej przekroczyć granicę zwykle pada odpowiedź: nigdzie. Co najciekawsze, nawet sami Meksykanie mieszkający w Stanach są tak przestraszeni informacjami z telewizji, że boją się jeździć do własnego kraju.

Naszą drogę przez północny Meksyk planowaliśmy już przed przylotem do USA. Informacje w internecie były bardzo sprzeczne, więc liczyliśmy w tej kwestii na pomoc lokalsów. Po przylocie byliśmy jednak jeszcze bardziej zdezorientowani. Większość radziła nam porzucić plan wjechania do Meksyku na motocyklu, inni łapali się za głowę i życzyli nam powodzenia. Już na samym początku odrzuciliśmy pomysł wjechania z Teksasu i zaczęliśmy zastanawiać się nad innymi opcjami. Ktoś polecił nam wjazd z Arizony i udanie się na południe drogą numer 15 wzdłuż wybrzeża, by potem dodać że pod żadnym pozorem mamy nie zjeżdżać z autostrady.

Początkowo nie chcieliśmy poddać się temu co mówią ludzie. Jak to? My nie przejedziemy?! Nie straszni nam bandyci i inni narkotrafikanci! Ale po dwóch miesiącach, amerykańska paranoja wzięła nad nami górę. Nie ma sensu bez potrzeby narażać swoje życie na niebezpieczeństwo (choć nadal myślimy, że historie o północnym Meksyku są nieco przesadzone), nawet jeśli bycie bezpiecznym będzie nas słono kosztować. Obraliśmy więc jedyną, właściwą drogę przez Półwysep Kalifornijski. 1500 km jazdy przez meksykańską pustynię, pomiędzy Pacyfikiem, a Zatoką Kalifornijską, zakończone promem na ląd za $300.

Nie był to nasz wymarzony plan. W tej trasie widzieliśmy jedynie środek do celu: by bezpiecznie dostać się do centralnej części Meksyku. Ale po tak długiej podróży, powinniśmy już wiedzieć, że każde miejsce niesie ze sobą niespodzianki, a Półwysep Kalifornijski miał ich dla nas mnóstwo.

Dlaczego warto obrać tę właśnie drogę i pojechać przez Półwysep Kalifornijski?

 

1. Bezpieczeństwo

Dolna Kalifornia to według amerykańskiego Biura Spraw Konsularnych jedyny bezpieczny stan północnego Meksyku. Nadal jednak trzeba być ostrożnym w strefie przygranicznej, szczególnie w okolicach Tijuany.

Był to dla nas główny (jeśli nie jedyny) powód przyjazdu na półwysep i faktycznie czuliśmy się tam bardzo bezpiecznie. Nie byliśmy zmuszeni do podróżowania wyłącznie główną drogą biegnącą z północy na południe, ale bez strachu mogliśmy zbaczać na mniej uczęszczane drogi szutrowe, a nawet spać na dziko na plażach i na pustyni. Na całej długości półwyspu spotykaliśmy policyjne patrole sprawdzające podróżnych, ale kontrola przebiegała zawsze bardzo sprawnie i przyjemnie. To idealne miejsce, by przekonać się że Meksyk nie jest taki straszny, jak go malują i nabrać zaufania do lokalnej ludności.

2. Język

W naszych oczach, Półwysep Kalifornijski to taka strefa przejściowa pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a „prawdziwym” Meksykiem. Nadmorskie miasteczka pełne są Amerykanów i Kanadyjczyków uciekających przed zimą, a wielu mieszkańców mówi płynnie po angielsku. Ułatwia to pierwsze spotkanie z latynoską kulturą i nowym językiem. Bez problemów można porozumiewać się po angielsku, równocześnie ucząc się podstaw hiszpańskiego: Buenos dias! Dos tacos por favor!

3. Pustynia

Większość Półwyspu Kalifornijskiego pokrywa pustynia i tak jak zwykle za pustyniami nie przepadamy, tak ta bardzo nam się spodobała. Bo to pustynia pełna życia, porośnięta kaktusami – gigantami i kwitnącymi roślinami, zamieszkana przez kojoty i sępy, które wyglądają jak totemy, gdy codziennie rano suszą sobie pióra na szczycie kaktusów. To idealna okazja do spania pod rozgwieżdżonym niebem, z dala od świateł i ludzi.

baja-2baja-8

4. Plaże

Półwysep Kalifornijski to 3280 km linii brzegowej, a Ocean Spokojny oddzielony jest od Zatoki Kalifornijskiej jedynie 100 km lądu. Tego samego dnia można serfować na Pacyfiku lub oglądać wieloryby w lagunach na zachodnim brzegu, a potem opalać się nad turkusowymi wodami zatoki. Nie są to może najładniejsze plaże świata, ale ich ogromną zaletą jest to, że są wszędzie. Łatwo więc znaleźć odludne miejsce na wymarzony nocleg nad samą wodą.

baja-4baja-12

5. Zachody słońca

Na Półwyspie Kalifornijskim widzieliśmy najbardziej spektakularne i intensywne zachody słońca, kiedy całe niebo robi się krwistoczerwone, a niewyobrażalnie wielka kula słońca chowa się za horyzontem. Nie mieliśmy wystarczająco szczęścia, by zobaczyć je nad Pacyfikiem, ale nawet po środku pustyni wyglądały zachwycająco.

baja-9baja-1

6. Misje

Po całym Półwyspie Kalifornijskim rozsiane są stare, hiszpańskie misje z czasów odkryć, gdy koloniści posuwali się coraz bardziej na północ, szerząc nową władzę i nową wiarę. Do dzisiaj zachowało się 30 misji – jezuickich, dominikańskich i franciszkańskich. Wokół niektórych wyrosły miasta, inne strzegą wzgórz na ich obrzeżach, a te najbardziej wyjątkowe, ukryte są w górach lub pośrodku pustyni. Dotarcie do tych ostatnich to przygoda sama w sobie – kilkadziesiąt kilometrów jazdy po kamieniach i kopnym piasku, do osamotnionej świątyni pośrodku pustynnego krajobrazu.

Nasza wyprawa do misji San Francisco Borja z wszystkimi bagażami, uświadomiła nam jak trudno poruszać się w takich warunkach, mając tylko jeden motocykl. Cały dzień w piekącym, pustynnym słońcu dał nam nieźle w kość, dwa razy przegraliśmy walkę z kopnym piaskiem, a na asfalt wyjechaliśmy mokrzy od potu i kompletnie wykończeni. Ale jak zawsze – warto było.

baja-5baja-11

7. Wieloryby

Od stycznia do marca na pacyficznym wybrzeżu Półwyspu Kalifornijskiego można obserwować wieloryby, które przypływają z Alaski, by w ciepłych wodach laguny urodzić młode. Podczas całej podróży wzdłuż wybrzeża, kilkukrotnie widzieliśmy te olbrzymy z plaży, kiedy wracały z młodymi na północ. Niestety w okolice lagun przyjechaliśmy już w kwietniu, po zakończeniu sezonu i nie udało nam się zobaczyć wielorybów z bliska podczas wycieczki po lagunie.

8. Off-road (jazda terenowa)

Półwysep Kalifornijski to raj dla wielbicieli jazdy terenowej. Przez całą długość półwyspu biegnie tylko jedna, główna droga asfaltowa z kilkoma odnogami, a cała reszta to różnej jakości drogi  szutrowe. Niektóre to żwirowe „tarki”, po których można jechać względnie szybko, inne to wymagające szlaki, pełne kamieni i kopnego piasku. Dla pojazdów dostępne są całe połacie plaży i gładka tafla wyschniętego, słonego jeziora. Spotkaliśmy wielu zapaleńców zza północnej granicy, którzy przyjeżdżają motocyklami po to, by przemierzyć półwysep siecią szutrowych dróg z północy na południe i z powrotem. Większość z nich, przez całe 3000 km nie dotyka asfaltu.

baja-3baja-7

9. Spanie na dziko

Nie jesteśmy pewni, czy rozbijanie namiotu w nieoznaczonych miejscach jest w Meksyku legalne, ale na Półwyspie Kalifornijskim jest na pewno bardzo popularne. Tam się wręcz jeździ po to, by kempingować. Ostatni raz, czuliśmy się tak na stepach Mongolii i w australijskim buszu. Tak daleko od ludzi, a tak blisko przyrody. Namiot rozbijaliśmy najczęściej na plaży lub na pustyni pomiędzy głazami, a po raz ostatni u ujścia rzeki do morza, gdzie rano okazało się, że kilka metrów od nas jest port rybacki.

baja-6baja-1010. Rybne tacos

Na Półwyspie Kalifornijskim można zjeść najlepsze w Meksyku tacos (najpowszechniejsze meksykańskie danie; kukurydziana tortilla z mięsem, owocami morza lub warzywami, polana sosami z pomidorów, awokado i ostrych papryczek) z rybą, które zresztą nie tak łatwo znaleźć w innych częściach kraju. Nam udało nam się to dopiero po przejechaniu kilku tysięcy kilometrów w południowym stanie Chiapas, więc tym bardziej doceniliśmy rybne tacos z Dolnej Kalifornii, które sprzedawane jest tam w każdej wiosce.

san cristobal-6san cristobal-8

Więcej zdjęć z Półwyspu Kalifornijskiego w galerii:

Półwysep Kalifornijski 12-20.04.2014

13 Responses to “10 powodów, dla których warto pojechać na Półwysep Kalifornijski”

  1. Dla mnie to jedna z najlepszych czesci podrozy przez Ameryke Centralna. Jak zwykle piekne foty Kasia!

  2. Cudowna sprawa, piękne widoki, nic tylko tam też być :)

  3. Lew pisze:

    11 – The amazing people you meet in Baja! 😉

  4. Natalia pisze:

    Dotarłam dziś do tego wpisu i bardzo mnie ucieszyła wiadomość o kempingowaniu na dziko:) na pewno spóbujemy. Dotarliśmy dziś właśnie do San Felipe i będziemy pomalutku zjeżdżać w dół, aż do La Paz:) Pozdrawiam!

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Najlepsze spanie na dziko mieliśmy niedaleko Bahia de Los Angeles. Jeźdźcie na północ do La Gringa, a jak macie 4×4 to jeszcze kawałek dalej. Jest pięknie!

      • Natalia pisze:

        Dzięki:) Zapisane w notesie:) Pozdrawiam!

        • Natalia pisze:

          Dotarliśmy w końcu okazją ( sporo kilometrów aż z Ensenady, uff) i okazało się, że miasteczko ucierpiało wskutek huraganu. Siedemdziesiąt kilka osób straciło tu dach nad głową, ale na szczęście nikt nie zginął. Droga urwana w kilku miejscach, nowe koryta rzek, które płynęły tędy do morza, korzenie, gałęzie i całe mnóstwo śmieci. Smutny widok, ale i tak warto było tu przyjechać. Pozdrawiam!

          • paczkiwpodrozy pisze:

            O kurcze, ale wszystko szybko się zmienia. A do La Gringa udało Wam się dostać? Spodziewamy się, że bez własnego transportu, podróżowanie w Baja jest dużo bardziej skomplikowane.

  5. Natalia pisze:

    Nie, właściwie poruszaliśmy się tam głównie okazją, ale bardzo miło wspominamy to miejsce:) Fajnych ludzi dzięki temu poznaliśmy ( autobusy są tam kosmicznie drogie). Spaliśmy w końcu raz na dziko, na plaży w okolicach Loreto wśród bogatych Amerykanów:) Pozdrawiamy tym razem z Monterrey! Natalia

  6. Liwia pisze:

    Hej! Czytam tego posta i nie mogę uwierzyć jak bardzo wszystko się zgadza! Wy byliście tam niemal 3 lata temu, a tu nadal amerykańska paranoja strachu, która po paru miesiącach powoli zaczyna ogarniać Twój umysł i odbierać mocy, a potem, po przekroczeniu granicy, zachwyty na Płw. Kalifronijskim. I te wszystkie opisane cuda. Też jesteśmy we dwójkę na moto, też mamy frajdę na offroadach wśród kaktusów, szukamy spania na dziko, wypatrujemy wielorybów i mamy nadzieję, że Meksyk do końca pobytu będzie obfitował w piękne emocje i pozytywne zaskoczenia. Dzięki za wszystkie posty, przydają się i inspirują!

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Półwysep Kalifornijski to była dla nas kompletna niespodzianka! Pojechaliśmy tam tylko ze względów bezpieczeństwa, a okazało się że to jedna z fajniejszych części Meksyku! Cieszy nas że mieliście podobne odczucia i że nadal jest tam pięknie i dziko!

  7. Luiza pisze:

    Pozdrawiamy z Bajy! Dzięki za namiar na La Gringa – faktycznie pięknie, choć nie tylko my znamy tę miejscówkę 😉

    Czytamy Wasze dalsze meksykańskie posty, dziękujemy!

Odpowiedz na „LewAnuluj pisanie odpowiedzi