Z miotłą wśród zwierząt

arcas

Ludzie mają różne, dziwne marzenia. Naszym – jednym z wielu – było sprzątanie zwierzęcych kup. Może nie dosłownie, ale koniec końców do tego się wszystko sprowadzało. W bardziej poetyckiej wersji, chcieliśmy pomóc w ratowaniu gatunków zagrożonych wyginięciem, kurować chore zwierzaki, a potem wypuszczać je na wolność, przyczyniwszy się do zachowania bioróżnorodności na świecie. Nie jesteśmy jednak biologami, ani nawet weterynarzami i nie chcieliśmy poświęcić temu marzeniu całego życia lub choćby całej podróży, pozostało nam więc przyglądać się całemu procesowi z najniższego szczebla drabiny – z pozycji sprzątaczy.

Znaleźliśmy w Gwatemali organizację zajmującą się ratowaniem dzikich zwierząt, (głównie z rąk handlarzy zagrożonymi gatunkami), wysłaliśmy zapytanie czy nie potrzebują w ośrodku wolontariuszy i po kilku tygodniach zawitaliśmy przed bramą ARCAS gotowi zbawiać świat.

arcas-2

6:00

 

Słońce wstaje nad parującą, gwatemalską dżunglą, małpy wyjące nad naszymi głowami nie dają spać już od godziny, a zamknięte w klatkach ary domagają się porannej porcji jedzenia. Zaczyna się pierwsza zmiana.

Nie ma sensu się kąpać – za chwilę i tak będziemy brudni i mokrzy od potu. Zakładamy najgorsze ubrania (z tym u nas nie ma problemu), gumiaki na nogi, szczoty w rękę i idziemy sprawdzić przydziały. Co kilka dni dostajemy pod opiekę inne zwierzęta, tak by każdy wolontariusz miał styczność z jak największą ilością gatunków. Dzisiaj mam szczęście – dostałam dział rehabilitacji, gdzie czeka na mnie kilka uroczych jeleni, zaczepny wyjec, grupa amazonek i jedna upierdliwa, dziobiąca cholewki kaczka. Marcin trafił na same rybojady – bociana ze złamanym skrzydłem, niedożywioną warzęchę, kilka miniaturowych krokodyli i pocieszną wydrę z ADHD.

Dla każdego podopiecznego przygotowujemy jedzenie i wodę – podczas gdy ja kroję marchewkę, melona i banany, Marcin musi obrabiać świeże ryby – a następnie czyścimy klatki ze wspomnianych kup i pozostałości jedzenia – kiedy ja usiłuję zaprzyjaźnić się z młodym jelonkiem (bo co tu sprzątać u tak czystych zwierząt?), Marcin szoruje i szczotkuje, próbując pozbyć się natrętnych glonów z basenu wydry. Bardziej doświadczeni wolontariusze, oprócz sprzątania, które nikogo nie ominie, mają też i poważniejsze zadania: trzeba nakarmić mięsem potrąconego przez samochód margaja, podać lekarstwo bocianowi ze złamanym skrzydłem, wyprowadzić na spacer małego pancernika i sprawdzić ile w ciągu nocy przybrały na wadze małpie noworodki.

arcas-7

8:30

 

Każdy uwija się jak może, by zdążyć na śniadanie w jadalni na świeżym powietrzu. Nie to, żeby był powód do pośpiechu, bo jedzenie w ARCAS do najwykwintniejszych nie należy, ale po 2 godzinach pracy i przy braku innych opcji, nawet porcja fasoli i ryżu wydaje się kusząca. Jesteśmy w końcu w dżungli, odcięci od świata (bez internetu), a od najbliższego miasta dzieli nas 20 kilometrów.

arcas-3

9:30

 

Po śniadaniu czas na najmniej przyjemną część dnia – jeśli jest w ARCAS coś do zrobienia (a zawsze jest), to teraz jest na to czas. Trzeba złowić ryby dla wydry, uprać ręczniki obsikane przez margaja, przygotować klatkę dla nowego rezydenta, naprawić coś tu i tam. Zwykle każdy dostaje swoje zadanie, ale dzisiaj szykuje się prawdziwa, fizyczna harówka: trzeba przygotować nowy wybieg dla jaguarów i przenieść fragmenty ściętych drzew z lasu do ośrodka. Niestety nasza załoga to tylko trzech mężczyzn i siedem kobiet, więc zamiast nosić i tak już ciężkie gałęzie, muszę w końcu zabrać się za pniaki. Niektóre, to właściwie całe drzewa i musimy nieść je w kilka osób, pod górę, stękając ze zmęczenia. W takich chwilach mówię sobie, że ciężka praca uszlachetnia, ale zaraz potem utwierdzam się w przekonaniu, że to jednak nie dla mnie.

arcas-1

11:00

 

Zmiana druga. Czas na hiperaktywne kinkażu, które czekają już na mnie uczepione drzwi klatki. Ten kto odważyłby się wejść do środka, z pewnością naraziłby się na liczne zadrapania, dlatego karmienie tych zwierząt to robota dla dwojga. Jedna osoba celnie strzela wodą z węża hydraulicznego, dezorientując biedne rudzielce, a druga, co sił w nogach, biegnie wyrzucić jedzenie. Spektakl to iście komiczny, choć pewnie kinkażu by się ze mną nie zgodziły.

Na szczęście nie ze wszystkimi zwierzętami trzeba być tak ostrożnym. Marcin karmi z ręki tukany i majestatyczne ary, będące w Gwatemali na skraju wyginięcia. Potem idzie do swoich ulubieńców – rodzeństwa małpich niemowlaków, które psocą ciągnąc za włosy i skacząc wokół bez opamiętania. Mały czepiak łapie go za palec, swoją delikatną, ale silną rączką i patrząc w oczy odzywa się: U! U! U! – to właśnie dla takich chwil chcieliśmy zostać wolontariuszami.

arcas-4

13:00

 

Ciekawe jak dużo lepszy jest ryż z fasolą podawany na obiad, niż ten na śniadanie. Czyżby to inna receptura, czy jesteśmy już tak zmęczeni, że wszystko nam smakuje?

arcas-6

14:00

 

Po ciężkim dniu przychodzi czas na ostatnią, najkrótszą zmianę. Każdy chce jak najszybciej wykąpać się lub zanurzyć w jeziorze, pochylić się nad książką lub po prostu położyć na łóżku i odpoczywać. Kiedy przyjechaliśmy do ARCAS zastanawialiśmy się, dlaczego ludzie są tam tak mało rozrywkowi, ale po całym dniu pracy, niewiele zostaje już energii na zabawę. Zdejmujemy ubłocone gumiaki i przepocone koszulki, zmywamy z siebie zapach odchodów i w czystych ubraniach jedziemy do miasta. Nie codziennie oczywiście, ale dziś jest „Flores Day”, na który czeka każdy.

Robimy zakupy, żeby urozmaicić trochę ryżowo-fasolową dietę, łączymy się ze światem, idziemy na dobry obiad, a wieczorem wracamy do naszej oazy i do zwierzaków, z którymi zdążyliśmy się już związać. Ich widok w klatkach jest smutny, ale nie ma lepszej okazji, by z tak bliska obserwować ich zachowania i zwyczaje, poznawać charaktery i upodobania. Na szczęście większość z nich wkrótce zostanie wypuszczona do lasu i znowu będzie mogła cieszyć się wolnością.

arcas-5

Informacje praktyczne:

 

– w Gwatemali są dwie możliwości wolontariatu: w Peten z dzikimi zwierzętami (czytaj wyżej) i w Hawaii nad Pacyfikiem z żółwiami morskimi.

– znaczna większość wolontariatów ze zwierzętami jest PŁATNA. Gwatemala, to jeden z najtańszych krajów Ameryki Środkowej, więc i wolontariat jest tańszy, niż na przykład w Kostaryce. W ARCAS koszt to $175 na tydzień. Ta cena zawiera nocleg oraz wyżywienie.

– minimalny okres wolontariatu to 1 tydzień, ale by naprawdę poznać uroki pracy ze zwierzętami i mieć szansę na bardziej odpowiedzialne (i ciekawsze) zadania, warto zostać 3-4 tygodnie.

– wolontariat w ośrodku dla dzikich zwierząt to nie WAKACJE! Trzeba być przygotowanym na ciężką, fizyczną pracę, która jednak daje dużo satysfakcji.

– w Peten nie ma internetu, a do miasta jest daleko, trzeba więc mieć świadomość, że przez jakiś czas będzie się odciętym od świata.

Więcej zdjęć z naszego wolontariatu z dzikimi zwierzętami w galerii:

ARCAS 21-24.07.2014

15 Responses to “Z miotłą wśród zwierząt”

  1. Cudowny ten mały pancernik…

  2. „Nie jesteśmy biologami, a nawet weterynarzami” 😀 i teraz cała weterynaryjna brać obraża się za „nawet” ;))))

  3. Agata Mleczko pisze:

    Super! Wpis zainspirował mnie aby wrócić do zarzuconego niegdyś tematu wolontariatu w schroniskach na Nowej Zelandii. Dzięki!

  4. Where is Juli pisze:

    no wreszcie! ściski i buziaki 😀

  5. świetne doświadczenie, przygoda, pomoc zwierzakom … wszystko:) Katarzyna obczaj! :)

  6. Podróże MM pisze:

    Na samą myśl o ludziach z pasją i o tak wielkich sercach aż uśmiech ciśnie mi się na usta! Dzięki Wam świat staje się lepszy :) Ściskam mocno!

  7. Marlena pisze:

    Hej, a co ze strachem do zwięrząt. To nie są nasze koty któych zachowanie w miare znamy. Nie baliście się że zrobią wam krzywdę?

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Są gatunki, do których wolontariusze nigdy nie zostają dopuszczeni, właśnie dlatego że jest to niebezpieczne. Dlatego jak pozwalali nam wchodzić do klatek zwierząt, mieliśmy pewność że najgorsze co może nas spotkać to dziobanie i ciągnięcie za włosy. :)

  8. Wspaniała sprawa. Nie dziwię się Wam, że chcieliście sprzątać te kupy! Z przyjemnością bym dołączyła!

  9. rewelacja! mam juz za soba przygode ze sloniowym wolontariatem ale chetnie bym spedzil troche czasu z innymi zwierzakami :)

  10. Karolina pisze:

    Ciekawa inicjatywa :) no i piękne te zwierzaki!!!

  11. Karolina pisze:

    To musiało być niesamowite doświadczenie. Z chęcią kiedyś czegoś takiego spróbuję, bo uwielbiam zwierzaki. A świadomość, że można im pomóc, a przy okazji poznać pozytywnych ludzi? Jestem na tak!

  12. aguadecocopl pisze:

    Z jednej strony to dziwne, że trzeba płacić za wolontariat… ale, to faktycznie unikatowe miejsca. No i chyba te gumiaki nie były takie złe :).

  13. Natalia Tokarczyk pisze:

    Bardzo podoba mi się Wasz pomysł na pomaganie zwierzakom. Na pewno wiele wynieśliście z tego doświadczenia. A tak na marginesie: czy wciąż jesteście w Gwatemali? Moglibyśmy spotkać się gdzieś na szlaku:) Pozdrawiam!

Dodaj komentarz