Stany na dwóch kółkach: cz. I – Kalifornia

Z czym kojarzy Wam się Kalifornia?

Ze słońcem, plażą, umięśnionymi surferami i laskami jeżdżącymi na rolkach w bikini?

No właśnie, nam też. W życiu nie pomyślelibyśmy że będziemy w Kalifornii marznąć. A tymczasem po deszczowym Los Angeles, wietrznej drodze wybrzeżem Pacyfiku i kilku (ufff…) względnie ciepłych dniach w San Francisco, przyszedł czas na mroźne góry Sierra Nevada. Zaczęły się nieprzespane noce z temperaturą poniżej zera i marznięcie na motocyklu wieczorem i o poranku. Nagle znaczenie miała nie tylko pogoda, ale i wysokość nad poziomem morza, prędkość wiatru oraz czas wschodu i zachodu słońca.  Nawet Dolina Śmierci nie rozpieszczała nas specjalnie, ze słońcem ukrytym za grubą warstwą chmur.

W tamtym momencie mieliśmy wrażenie, że zostaliśmy wystawieni na motocyklową próbę, ale po tym co pogoda zaserwowała nam później, Kalifornia wydaje się być jedynie przyjemną przejażdżką.

Wspinaczkowa mekka

 

Dystans: 330 km San Francisco – Yosemite

Warunki: dobre w ciągu dnia, mroźne w nocy; odmarzające palce po raz pierwszy

Na El Cap to ja wchodzę przed śniadaniem i wracam zanim zdążycie się obudzić! – żartuje Marcin przy ognisku, a wszyscy śmieją się do rozpuku, bo wiadomo że o wspinaczce nie mamy bladego pojęcia. Jesteśmy jednymi z nielicznych, jeśli nie jedynymi, NIEwspinaczami na Camp 4 – kultowym kempingu w Parku Narodowym Yosemite. Nie żebyśmy na siłę próbowali być bardziej kultowi, wybraliśmy ten kemping z jednej, prostej przyczyny: był najtańszy.

Kiedy przyjechaliśmy, sezon dopiero się zaczynał. Nasz namiot był jednym z nielicznych, ale zaraz zaczął się najcieplejszy weekend tego roku i w mgnieniu oka znaleźliśmy się przy ognisku z grupą fascynujących ludzi z zapałem opowiadających o swojej wielkiej pasji: wspinaczce. Niektórzy z nich są tu w każdy weekend. Zostawiają pracę w San Francisco lub Sacramento i przez dwa dni cieszą się jedną z najlepszych wspinaczkowych destynacji na świecie. Inni przyjeżdżają z daleka: z innych stanów, w zasadzie z całego świata i zostają miesiącami, by próbować swoich sił na najtrudniejszych ścianach. Wszyscy mieszkają na Camp 4 i zgodnie twierdzą, że to tu narodziła się legenda amerykańskiej wspinaczki.

Dla wielu być w Yosemite i się nie wspinać – to grzech, ale my musieliśmy się tym razem zadowolić innymi walorami parku, które… no cóż… oszałamiają! Całymi dniami chodziliśmy po gęstym lesie, z którego wyrastają potężne, pionowe skały, wspinaliśmy się (po szlaku oczywiście) na kilometrowej wysokości wodospady i obserwowaliśmy dzikie zwierzęta, które nic nie robiły sobie z ludzkiej obecności. Co wieczór wracaliśmy na kemping i słuchaliśmy kolejnych wspinaczkowych historii, a każdego ranka, mimo okropnie zimnej nocy, chcieliśmy więcej.

Kiedy wreszcie zebraliśmy się do wyjazdu, po kilku godzinach dostaliśmy sms’a: Zmotywowaliście Mike’a! Dzisiaj zaczyna wspinać się na El Cap! Życzyliśmy mu powodzenia, bo El Cap, czyli El Capitan to jedna z najtrudniejszych ścian wspinaczkowych świata. Wejście na nią zajmuje kilka dobrych dni i tylko tacy SUPERwspinacze, jak mój skomny mąż, potrafią zrobić to przed śniadaniem!

yosemite-5yosemite-2yosemite-4yosemite-9yosemite-7yosemite-6yosemite-10

yosemite-3yosemite-12yosemite-1yosemite-17yosemite-13yosemite-14yosemite-15yosemite-11

Największe drzewa świata

 

Dystans: 305 km Yosemite – Sekwoja

Warunki: dobre w ciągu dnia, mroźne w nocy; odmarzające palce po raz drugi

Po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że nasza trasa przez Kalifornię wiedzie przez przeróżne miejsca, które są w jakiś sposób NAJ. Nie obrażając nikogo wydaje nam się, że to taka typowo amerykańska cecha, wszystko wyolbrzymiać. Weźmy na przykład ten wodospad w Yosemite: ma prawie kilometr wysokości i jest NAJwyższy w Ameryce Północnej. Co z tego, że na jego imponującą wysokość tak naprawdę składają się trzy wodospady: górny, środkowy i dolny. I tak jest NAJwyższy!

W Parku Narodowym Sekwoi można z kolei zobaczyc NAJwiększe drzewa na świecie. Nie są one ani NAJwyższe, ani nawet nie mają NAJwiększego obwodu pnia. Są NAJwiększe, ponieważ ich pień na całej długości jest prawie tak samo gruby, przez co ilość drewna, którą uzyskamy po ścięciu takiego drzewa będzie NAJwiększa! Dość zagmatwane, ale tego że sekwoje są NAJ, nikt nie kwestionuje.

Las sekwojowy potrafi być naprawdę imponujący, jeśli wyjdzie się poza schemat: Ja przed największym drzewem świata. Nam się to ledwie udało!

sekwoja-5sekwoja-4sekwoja-2sekwoja-3sekwoja-1sekwoja-7

Wreszcie ciepło!

 

Dystans: 482 km Sekwoja – Dolina Śmierci; 320km po Dolinie Śmierci

Warunki: nie za ciepło, nie za zimno, idealnie!

Polecana trasa: drogami nr 155 (zielono, pastwiska, wzgórza) i nr 178 (pustynia, góry)

 

W drodze do Doliny Śmierci postanowiliśmy zboczyć wreszcie z tras, które wskazywał nam GPS. Dzięki temu odkryliśmy jedną z piękniejszych, naszym zdaniem, dróg w Kalifornii. Zjechaliśmy z gór, powietrze się ociepliło, a na drodze byliśmy tylko my i przebiegające od czasu do czasu wiewiórki, czy inne preriowe pieski. Asfalt wił się wśród typowo wiejskiego krajobrazu – wzgórz, pastwisk i pól. Potem krajobraz stał się coraz bardziej pustynny, liściaste drzewa zastąpiły charakterystyczne drzewa Jozuego, minęliśmy kilka zakurzonych miasteczek, aż wyrosły przed nami zadziwiająco kolorowe, nagie góry. Wśród tych ochów i achów zaczęliśmy się zastanawiać, czy coś jest z nami nie tak, bo odkąd wsiedliśmy na motocykl wszystko nas zachwyca.

Na szczęście sprawy szybko wróciły do normy.

Wobec Doliny Śmierci mieliśmy spore oczekiwania. W końcu to NAJgorętsze miejsce na ziemi, NAJwiększa depresja i NAJbardziej suche miejsce w Ameryce Północnej. Niestety jest to również NAJwiększy park narodowy w USA (z wyłączeniem Alaski), co w naszym przypadku oznaczało pokonywanie ponad 100 kilometrów dziennie, by zobaczyć kolejny fragment pustyni, kolejną górę i kolejny wąwóz, a krajobraz był wiecznie ten sam: żwir, pustynia i góry, beżowo, szaro i brązowo. Po trzech dniach wyszło nam, że chyba jednak wolimy bardziej żywe krajobrazy.

Następnym razem przejedziemy Doliną Śmierci w drodze do Las Vegas i zatrzymamy się tylko na wydmy!

dolina śmierci-7dolina śmierci-11dolina śmierci-8dolina śmierci-12dolina śmierci-21dolina śmierci-13dolina śmierci-15dolina śmierci-16dolina śmierci-17dolina śmierci-18dolina śmierci-1dolina śmierci-2dolina śmierci-6dolina śmierci-4Część II, czyli Arizona i Utah już wkrótce!

Więcej zdjęć z Kalifornii w galeriach:

PN Yosemite 14-17.03.2014
PN Sekwoja 18.03.2014
Dolina Śmierci 19-21.03.2014

9 Responses to “Stany na dwóch kółkach: cz. I – Kalifornia”

  1. Piotr Halka pisze:

    Wow, niesamowite miejsca!

  2. padusia pisze:

    Jejku… takie widoki cieszą moje oczy!!! Piękne zdjęcia :))))

  3. Marcin pisze:

    juuupi! jest i moja kurtka :) niech wam słuzy :)

    Powodzenia dalej – w sprawie Gwatemali i Salwadoru – śmiało pytajcie. odpisałem Wam na fb w PW :)

  4. jakiego sprzętu używacie do fotografii?

  5. NorwegianWood pisze:

    Witam – jak długo zajęła Wam trasa plus pobyt w Yosemite-Sekwoje-Death Valley?

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Łącznie 8 dni, ale da się szybciej, zależy ile chcesz chodzić w Yosemite. My chodziliśmy 3 pełne dni, w Sekwoi spędziliśmy tylko 1 noc i 2 dni jeździliśmy po Death Valley

Odpowiedz na „MarcinAnuluj pisanie odpowiedzi