Motocyklem przez Ameryki: ruszamy!

skrzydlo

Ciężko było podjąć decyzję o powrocie do Polski zaledwie na półmetku naszej podróży dookoła świata. Trudno było wyjechać z Australii bez zobaczenia Sydney i wymarzonej Tasmanii oraz odpuścić sobie Nową Zelandię, do której nie wiadomo kiedy uda się wrócić (przecież to koniec świata!).

Dużo ciężej jednak było wyruszyć znowu w trasę. Cztery miesiące w Polsce – niby nic, chwila, moment, przymusowy przystanek w trakcie podróży, a jednak – czy tego chcemy, czy nie życie zaczyna toczyć się na nowo, wszystko powoli się układa, pojawiają się nowe możliwości, a my zawieszeni w próżni: czekamy. Ale najgorsze jest chyba to, że zaczynamy się przyzwyczajać: do miękkiego łóżka z pachnącą pościelą, do ciepłego prysznica, z którego woda leci dużym strumieniem, do własnego kąta – domu, do którego wraca się co dzień, a przede wszystkim do ludzi: rodziny, przyjacioł, znajomych, sąsiadów, będących na wyciągnięcie ręki, niezależnie od tego czy mieszkają po drugiej stronie ulicy, czy 300 km od Warszawy. Zawsze można zadzwonić, pojechać, a teraz mamy to wszystko zostawić? Po raz kolejny?

Nie raz biliśmy się z myślami, ale nigdy nie postawiliśmy sobie pytania: Jedziemy, czy zostajemy? Wiedzieliśmy, że choć uronimy łzę przy wylocie z Polski, wszystko co czeka na nas od momentu wejścia na pokład samolotu pochłonie nas bez reszty. Wszystkie przygody, spotkani ludzie, odwiedzane miejsca. Ta adrenalina i natłok wrażeń, nie pozostawi miejsca na tęsknotę, przynajmniej przez dłuższy czas.

3 tygodnie później w San Franisco piszę te słowa i wiecie co? Stało się dokładnie tak jak przewidzieliśmy! Każdy dzień jest początkiem nowej przygody, poznajemy wspaniałych ludzi, widzimy miejsca, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia! Wreszcie podróżujemy tak jak zawsze chcieliśmy: bez planu, bez pośpiechu, bez lotów i rezerwacji. Jeszcze kilka dni temu chcieliśmy jechać do Las Vegas i Arizony, a jedna osoba poznana w Los Angeles otworzyła przed nami nowe możliwości i oto możemy podziwiać wspaniały most Golden Gate z okien naszego pokoju. Czujemy się WOLNI i taka właśnie chcemy, by była ta podróż. Zupełnie inna od poprzedniej: zaplanowanej w każdym calu, wyczekiwanej przez lata, wymarzonej. Teraz nie mamy żadnych oczekiwań, więc wszystko nas zachwyca, trasę planujemy z dnia na dzień, a jedyne czego jesteśmy pewni, to że chcemy dojechać motocyklem do Ushuaia – najbardziej na południe wysuniętego miasta Argentyny. Jak to zrobimy, ile czasu nam to zajmie, którędy będziemy jechać? No cóż, tego nie wiemy, ale to jest w tej podróży najlepsze! Już nie możemy się doczekać, bo tym razem nie będzie to niespodzianka tylko dla Was, ale i dla nas! Ruszamy!my-strona-1

Naszą trasę możecie na bieżąco śledzić w zakładce TRASA

Zapraszamy również do oglądania zdjęć w zakładce GALERIA

11 Responses to “Motocyklem przez Ameryki: ruszamy!”

  1. i tak trzymać! :) A jak wybraliście maszynę na trasę?

  2. Pinio pisze:

    Tej Ameryki to wam szczerze zazdroszczę :)

  3. ABC pisze:

    To będzie niezła przygoda :)

  4. żaby w.... pisze:

    …kiedy siedzę na maszynie totalny czuje luz włączam silnik daje kopa za mną tylko kurz …..słowa jednej z piosenek pewnego autora i wokalisty pewnie i tak wszyscy wiedzą co i jak :) ….wspaniale pasują do kolejnej przygody pisanej tym razem motocyklową oponą na rozgrzanym asfalcie :)
    z każdą milą oddalacie się od tego co już przebrzmiało w waszych uszach i co spłowiało w pamięci a dla nas czytelników dopiero otwiera się portalem i przenosi na puste drogi na których czuć jeszcze zapach spalin z Waszego motocykla…
    i za to wam dziękuję hehehh
    :) chyba nie myśleliście że wybierzecie się tam beze mnie :))
    pozdrawiam i życzę jak najmniej piasku w oczach :)))

  5. żaby w.... pisze:

    …a motocykl to siuziuki prawda :))

  6. isawpictures pisze:

    Jak to zrobiliście, że przez 4 miesiące nazbieraliście środki na dalszą podróż i to taką? Pytam, bo sama probuję to rozkminić :)

  7. monika pisze:

    Witajcie szaleni napotkani rodacy nieopodal San Gil! Macie super bloga i do tego ile juz widzieliscie to wasze. Jestem w Cali z ta moja grupka podrozujacych colombianos i dzis juz wyszlam z sieBie, bo niestety roznie sie od ich ecznie panujacej manany. Dzis o 3 nad ranem wracamy do Bogoty. W koncu we wt pojawie sie na wolontariacie,bo w pon festivo, dzien wolny. Dajcie znac gdzie teraz jestescie. Pozdrawiam Monika

  8. Justyna pisze:

    A mogę zapytać,czemu wróciliście do Polski i czemu akurat na 4 miesiące?

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Oczywiście! Biliśmy się z myślami, wracać czy nie wracać, ale jednak rozsądek przeważył. Miałam jeszcze ostatni semestr studiów do skończenia, by zdobyć absolutorium. Po 4 miesiącach byliśmy znowu gotowi do drogi, chociaż praca magisterska nadal na mnie czeka :)