Dzienniki mongolskie, cz. II – Mongolia Centralna

mongolia centralna

18.07.2012 Karakorum

Gdy tylko zostawiliśmy suche żwiry Gobi za plecami, zalały nas ulewne deszcze nękające tego lata mongolskie stepy. Strumienie przybrały na sile i stały się rzekami, a drogi przeistoczyły się w grząskie błotniska. Nie raz przekraczaliśmy rzekę do połowy w wodzie i nie raz utknęliśmy w błocie. Dzięki umiejętnościom naszego kierowcy – Tawy, udało się jednak dojechać do celu.

Do wspaniałego, starożytnego miasta Karakorum, stolicy Czingis-Chana, które jest właściwie niczym więcej, niźli kupą gruzu i to jedynie na poziomie fundamentów. Większość budynków została rozebrana na potrzeby stworzenia jeszcze wspanialszego zespołu klasztorów buddyjskich – Erdene Zuu. Niestety i w tym przypadku mamy możliwość obejrzenia jedynie resztek tego założenia. Gdy Stalin wkroczył do Mongolii, jego wojska zniszczyły większość klasztorów, mordując mnichów lub wywożąc ich na Syberię. Klasztor w Karakorum, był jednym z niewielu, w którym cokolwiek się ostało, ale czym są marne trzy świątynie i kilka pobocznych budynków, przy ponad 60 świątyniach i pół tysiąca innych budynków w czasach świetności?

Obecnie, po ponad 20 latach od zniesienia komunizmu, religijność Mongołów odradza się, a wraz z nią odbudowują się buddyjskie klasztory. Za kilka lat Erdene Zuu może wyglądać zupełnie inaczej.

Dzikie konie na stepie, MongoliaKlasztor Erdene Zuu w Karakorum, MongoliaKlasztor Erdene Zuu w Karakorum, MongoliaKlasztor Erdene Zuu w Karakorum, Mongolia

 

19.07.2012 Dolina Orchonu

Dolina Orchonu zasłużenie wpisana została na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest przepiękna krajobrazowo: otoczona malowniczymi wzgórzami, z rwącą rzeką płynącą przez jej środek. Zagęszczenie jurt jest tu kilka razy większe, niż w pozostałych miejscach, które widzieliśmy. Sporo jest też turystów, więc nie ma co liczyć na samotność i nocleg u mongolskiej rodziny. Śpimy w turystycznych jurtach, ale lepsze to niż namiot, w kolejny deszczowy wieczór. Plus jest taki, że przynajmniej wodospad widzimy w pełnej krasie, z hektolitrami wody spadającymi z impetem w dół, bo to dla niego właśnie tu przyjechaliśmy Po raz kolejny w Mongolii droga do celu jest o wiele więcej warta, niż sam cel, ale taki już jej urok.

Dzikie konie na stepie, MongoliaStep w MongoliiWodospad Orchon, dolina Orchon, Mongolia

 

20.07.2012 Gorące źródła Tsenker

W kraju takim jak Mongolia, gdzie jurty rozsiane są po stepie, nieraz w wielokilometrowych odległościach, gościnność nie jest postrzegana jako oznaka dobrej woli, lecz jako oczywistość, która pozwoliła przetrwać temu narodowi wiele setek lat. Tutaj każda jurta jest domem, ale także hotelem i restauracją. Każdy podróżnik, może wejść bez pukania i otrzymać to czego potrzebuje, a następnie odejść, bez zapłaty, czy podziękowania. Wiele razy Tawa zatrzymywał się przy jurtach i prosił kobietę o zrobienie herbaty i jedzenia. Zdarzało się jednak i tak, że w domu były tylko dzieci. Wtedy Tawa rozsiadał się jakby był u siebie, brał suszone mięso barana, rozgrzewał piec i sam przyrządzał sobie to co chciał.

My natomiast byliśmy wdzięczni za każdą gościnę i każdy miły gest w naszym kierunku. Za miskę herbaty, czy ajragu, za makaron z baraniną, której nie dało się przełknąć, za pokazanie prawdziwego życia na stepie.

Dojenie klaczy na stepie w MongoliiDojenie klaczy na stepie w MongoliiMongolski nomad na stepie, MongoliaObiad w jurcie na stepie w MongoliiObiad w jurcie na stepie, Mongolia

 

21-22.07.2012 Wielkie Białe Jezioro

Jeśli zastanawiasz się, gdzie Mongołowie jeżdżą na wakacje, to odpowiedź z pewnością brzmi: nad jeziora. Zagęszczenie turystów jest i tak pewnie jednym z najmniejszych na świecie, ale po tygodniu na pustyni, wszystko wydaje się inne. Rozbijamy namiot pośród kilku innych i choć nie zaliczymy tego miejsca do ulubionych, to nie o to w tym wszystkim chodzi. Gwoździem programu jest nad Jeziorem Białym trekking konny, na który czekamy od początku naszej wycieczki. Każdy dostaje swojego małego, lecz podobno na wpół dzikiego, konia. Większość z nas to kompletni laicy, z lekkim strachem spoglądający w kierunku kilkunastoletniego przewodnika. Wygląda jakby urodził się w siodle, jego jazda jest naturalna, nieskrępowana żadnymi regułami, po prostu piękna. I to jest to co mnie uwodzi: nie muszę uczyć się tygodniami, by pojechać w teren. Po prostu wsiadam na konia i ruszam, by po pół godzinie zacząć galopować. Nie potrzebuję toczka, specjalnego stroju, skórzanych butów. Wystarczy drewniane siodło z poduchą, trochę odwagi i czuję się jak władca stepu!

Białe Jezioro, Tsaagan Nuur w MongoliiJezioro Białe, Tsaagan Nuur w MongoliiA na koniec najpiękniejsze miejsce biwakowe w całej Mongolii:

Step w MongoliiLas w centranej MongoliiPastwiska w centralnej MongoliiStep w centralnej MongoliiAjrak, tradycyjny alkohol w MongoliiWięcej zdjęć z mongolskich stepów w galerii:

Mongolia Centralna 18-22.07.2012

2 Responses to “Dzienniki mongolskie, cz. II – Mongolia Centralna”

  1. Ambrozja pisze:

    Cześć!

    Przemierzanie stepu na koniu, niezwykłe :). Niedługo wybieram się w podobne rejony i też chciałabym tego doświadczyć. Pytanie tylko czy to możliwe, skoro nigdy nie miałam styczności z koniami. Powiedzcie, jak to u was było?

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Ambrozjo!
      My też w Mongolii jeździliśmy konno po raz pierwszy! Nie jest to może najbezpieczniejsze rozwiązanie, więc warto zapisać się na kilka lekcji już w Polsce, a na miejscu usiąść w siodle i pewnie jechać przed siebie!
      Powodzenia!