3 najpiękniejsze trasy w Kolumbii (nie tylko na motocykl)

mozaika10

Motocykl kupiliśmy w USA, ale to Ameryka Południowa była powodem, dla którego postanowiliśmy przesiąść się na dwa kółka. Zieloni, bez doświadczenia, ze świeżo zdanym prawkiem, pokonaliśmy swoje lęki (głównie moje), aby uciec od ograniczeń, pojechać wszędzie, gdzie tylko dusza zapragnie, BYĆ WOLNYM! Chcieliśmy dojechać tam gdzie autobusy nie docierają. Chcieliśmy uwolnić się od zorganizowanych wycieczek. Chcieliśmy przemierzać pustynie, „wspinać się” na andyjskie przełęcze, dojechać do granicy wiecznego śniegu. Tak zrodził się pomysł „Motocyklem przez Ameryki”.

Kolumbia dała nam przedsmak tego co czeka nas w dalszej podróży przez Amerykę Południową. Falujące wzgórza, bezkresne pustynie, pierwsze pokryte wiecznym śniegiem andyjskie szczyty. Nieziemskie krajobrazy, nieposkromioną przyrodę, skrawki naszej planety niedotknięte ludzką ręką. Nasz motocykl – Czarna Owca – zaczyna wreszcie spełniać rolę, jaką sobie dla niego wymarzyliśmy. Wozi nas w miejsca, w które w innym wypadku byśmy nie dotarli. I pewnie dlatego zaczniemy pisać więcej o podróży motocyklem, a na dobry początek:

3 najpiękniejsze trasy w Kolumbii

 

Z CABO DE LA VELA NA PUNTA GALLINAS

 

Trasa: Cabo de la Vela – pustynia – Punta Gallinas

Środek transportu: samochód 4×4 (własny lub wynajęty wraz z kierowcą), motocykl enduro

Dystans: 120 km

Czas: 4-10 h

Poziom trudności: ekstremalny

*ta mapa jest jedynie poglądowa, nie jest to odzwierciedlenie prawdziwej trasy

Punta Gallinas okazało się hitem naszego pobytu w Kolumbii. Już nawet dotarcie do Cabo de la Vela było przygodą samą w sobie – bez regularnego transportu, samochodami z napędem na cztery koła, pustynną drogą wzdłuż prowadzących do kopalni torów (dlaczego nie pojechaliśmy do Cabo motorem – tutaj). Ale tak jak Cabo jest odludne, tak Punta Gallinas jest miejscem nie z tego świata. To na pewno jedno z najbardziej odizolowanych i najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Dotarcie tam na własną rękę jest możliwe, ale należy raczej do przeżyć ekstremalnych. Tylko dla najbardziej odważnych!

Z Cabo de la Vela, ostatniego skupiska ludzi, które możnaby nazwać miejscowością, trzeba pokonać ponad 100 km rzadko zaludnionego terenu, poprzecinanego niekończącą się siecią pustynnych szlaków. Nie ma jednej drogi, która prowadziłaby bezpośrednio na Punta Gallinas – najdalej na północ wysunięty punkt Ameryki Południowej. Dróg są setki, a jedyną rozsądną radą jaką otrzymaliśmy, była podpowiedź by trzymać się tej najbardziej północnej. Informacje o porwaniach zdarzających się w tym regionie, braku wody, notorycznie dziurawiących opony igłach kaktusów i obszarach głębokiego piasku nie do końca zachęcają do wyprawy w nieznane. Wszyscy których znamy, lub których relacje czytaliśmy, mieli duże problemy z pokonaniem tej trasy i nikomu nie udało się przejechać jej poniżej 10 godzin.

Dla mniej odważnych, albo inaczej mówiąc – bardziej rozsądnych, mamy alternatywę. Z Cabo de la Vela można wynająć transport, który zawiezie nas na Punta Gallinas (z tej opcji skorzystaliśmy i my, jako że w tamtym momencie podróżowaliśmy lokalnym transportem z parą przyjaciół). Terenowy samochód z doświadczonym kierowcą pokonuje tę trasę w zaledwie 4 godziny, ale trzeba pamiętać że droga lądowa dostępna jest tylko przez kilka miesięcy w roku w porze suchej (średnio od listopada do maja). Więcej informacji o kosztach i organizacji – tutaj.

Z ostatniej chwili: właśnie otrzymaliśmy informację, że nasz znajomy – zresztą najlepszy motocyklista, jakiego widzieliśmy – pokonał trasę Cabo de la Vela – Punta Gallinas w zaledwie 3 godziny (sic!). Wszystkie rady znajdziecie na jego blogu 690south.com

cabocabo-2punta gallinas-2punta gallinaspunta gallinas-6punta gallinas-7punta gallinas-8punta gallinas-3punta gallinas-4punta gallinas-5

Z BUCARAMANGA DO EL COCUY

 

Trasa: Bucaramanga – Malaga – Capitanejo – El Espino – El Cocuy (Guican)

Środek transportu: samochód 4×4, motocykl, rower

Dystans: 280 km

Czas: 7-10 h (nie uwzględniając opcji rowerowej)

Poziom trudności: średni

fragmentu drogi pomiędzy Capitanejo, a El Cocuy nie udało nam się wytyczyć, gdyż wg Google Maps połączenie nie istnieje; poglądową trasę prowadzącą przez miejscowość El Espino zaznaczyliśmy na mapie na kolor czerwony

Przed samą Bucaramangą po raz pierwszy wjechaliśmy w Andy. Drogi na wysokości 3000 m n.p.m. stały się rzeczą normalną. Podobnie jak przenikający kości chłód, deszcz i niesamowite krajobrazy. Te pomiędzy Bucaramangą, a Parkiem Narodowym El Cocuy należą do najbardziej spektakularnych w całej Kolumbii.

Odległość pomiędzy tymi dwoma miejscami na mapie wydaje się być niewielka – zaledwie ostatni skok w długiej drodze z karaibskiego wybrzeża. Tak naprawdę to cały dzień mozolnej jazdy przez górskie doliny i przełęcze. Przyjemnej jazdy, choć nie najłatwiejszej, szutrowymi drogami wśród coraz to wyższych wzgórz, aż do celu – ośnieżonych gór Sierra Nevada El Cocuy.

26 km na południe od Bucaramanga, na rozdrożu zwanym El Curos, trzeba odbić w lewo na ponad 120 km drogę szutrową prowadzącą do miejscowości Malaga po drugiej stronie gór. Nie jest to trasa bardzo wymagająca, raczej jak my to nazywamy – szutr 2-giej klasy (w 5-cio stopniowej skali), czyli taki którym jedzie się przyjemnie, bez walki o życie, ale jednak kamienie i nierówne podłoże uniemożliwiają szybką jazdę. Z krótkim przystankiem w miejscowości w połowie drogi, pokonanie tego odcinka zajęło nam 4,5 godziny. Naszym znajomym podróżującym samochodem terenowym aż 7 godzin. (Wreszcie jakaś przewaga motocykla nad samochodem, bo na asfalcie nie możemy się równać! A może nie chcemy?)

Z Malagi do Capitanejo kilkadziesiąt kilometrów świeżego asfaltu wiedzie rzeczną doliną. Zaraz za miasteczkiem trzeba ponownie odbić w lewo na pustynną drogę prowadzącą w góry Sierra Nevada El Cocuy. Trasa początkowo biegnie wzdłuż rzeki przenosząc nas w czasie i przestrzeni na meksykańską pustynię na Półwyspie Kalifornijskim. Jest gorąco, sucho, a na skraju piaszczystego traktu rosną olbrzymie kaktusy. Potem zaczynają się góry. Droga pnie się coraz wyżej, mijając most na rzece, aż do miejscowości El Espino, za którą łączy się z asfaltową drogą prowadzącą z Guacamayas (tą drogą można wrócić kierując się w stronę Bogoty).

Znajdujące się na końcu drogi El Cocuy jest ostatnią miejscowością przed parkiem narodowym, ale tak naprawdę to dopiero początek przygody z górami. Stamtąd przepiękna krajobrazowo trasa prowadzi wysoko na 4000 m n.p.m. mijając farmy, przygotowane dla turystów cabañas i wreszcie wjazd do parku narodowego, gdzie zaczynają się piesze szlaki prowadzące na ośnieżone górskie szczyty.

el cocuyel cocuy-4el cocuy-3el cocuy-2el cocuy-6el cocuy-7el cocuy-10el cocuy-8
el cocuy-9

Z MANIZALES DO SALENTO

 

Trasa: Manizales – Pereira – Salento (Valle de Cocora)

Środek transportu: samochód, motocykl, autobus, autostop

Dystans: 90 km

Czas: 2 h

Poziom trudności: łatwy

Z Manizales do Salento można dojechać na dwa sposoby: drogą starą albo drogą nową. Obydwie wiją się wśród zielonych, porośniętych kawą wzgórz. Obydwie zachwycają widokowo. Z tą różnicą, że nowa trasa jest dwupasmowa, to znaczy szybsza, ale i bardziej ruchliwa, za to stara służy głównie rowerzystom i turystom – takim jak my. Obie drogi łączą się w miejscowości Chinchina, skąd jedna, główna trasa prowadzi przez Pereira, do Armenii.

Zresztą nie warto ograniczać się tylko do przejechania Zona Cafetera z północy na południe, bo cały region poprzecinany jest siecią pięknych tras. Z Manizales można na przykład wybrać się na wschód w okolice Parku Narodowego Los Nevados (niestety wstęp do parku tylko o własnych nogach albo samochodem), albo na zachód w rejon plantacji kawowych, gdzie szutrowe drogi opadają w rzeczne doliny, by potem piąć się stromo po zielonych wzgórzach z powrotem do miasta.

Z Salento warto natomiast pojechać na zachód do równie urokliwej, choć mniejszej miejscowości Filandia i wrócić wiejskimi drogami przez Montenegro i Circasia. Na południe od miasteczka czeka krajobraz kawowy, choć mniej dramatyczny niż w okolicach Manizales, a na wschodzie magiczna Valle de Cocora, nad którą rozpływaliśmy się w poprzednim wpisie.

W Zona Cafetera (więcej o tym regionie – tutaj) spokojnie da się spędzić kilkanaście dni jeżdżąc po wioskach i miasteczkach, codziennie odkrywając nowe, jeszcze piękniejsze miejsca. Okolice Pereira i Armenii też mają z pewnością wiele do zaoferowania, ale my postanowiliśmy zostawić je sobie na następny raz.

manizales-3manizales-2manizales-5manizales-4valle de cocora-4manizales-6manizalesvalle de cocora-2valle de cocoravalle de cocora-3Więcej zdjęć z tych pięknych zakątków Kolumbii w galeriach:

Punta Gallinas 31.12.2014-01.01.2015
El Cocuy 07-09.12.2014
Okolice Manizales 16-17.01.2015

14 Responses to “3 najpiękniejsze trasy w Kolumbii (nie tylko na motocykl)”

  1. Juz ktorys raz z kolei widze te kolumbijskie Salento i coraz bardziej mnie ono kusi!

  2. Planujemy wraz chłopakiem podobną podróż do Waszej, także cele na najbliższy rok to nauka hiszpańskiego i prawo jazdy na motor :)

  3. Świetne trasy :) A jak widzę „Poziom trudności: ekstremalny” to jeszcze bardziej mi się zaczyna podobać trasa 😀

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Niektórzy lubią ekstremalnie, inni bezpiecznie, dlatego wybraliśmy coś dla każdego :)

  4. Ameryki Południowej chyba inaczej poznawać nie wypada -)

  5. to widzę, że przed podróżą tam nic, tylko przekonać się do motocykli… 😉

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Przekonać się trudno, wiem z własnego doświadczenia, ale teraz nie potrafilibyśmy już inaczej!

  6. Świetnie – Kolumbia ciągle przede mną! 😉

  7. A ja juz we wrześniu do Ameryki poludniowej:))

  8. Magda Kajzer pisze:

    WOW, więcej mówić nie trzeba, trzeba tylko podziwiać te krajobrazy :)