Raj dla architekta

singapur

Choć z wykształcenia jestem architektem, nigdy wcześniej o architekturze nie pisałam. Po pierwsze nie czuje się w tym temacie ekspertem, a po drugie niewiele rzeczy zachwyca mnie na tyle, by o nich wspominać. Są jednak takie momenty, kiedy nie potrafię pozostać obojętna. Budzi się wtedy architektoniczna część mojej duszy, która w tej jednej chwili chciałaby rzucić podróżowanie i z entuzjazmem wpaść w wir pracy nad projektami idealistycznymi, ekstrawaganckimi i kosztownymi. Dokładnie takimi, jak te, w których zakochałam się w Singapurze.

Można mówić, że to miasto jest sztuczne i bez duszy, albo jak powiedział Terzani, że to „klimatyzowana wyspa”. Może i całe życie toczy się tu w szklanych biurowcach i centrach handlowych, a ludzie to chodzące maszyny do produkcji dolarów. Może i lista zakazów i ograniczeń jest dłuższa niż w innych krajach, ale miasto, które ten kult pieniądza zbudował, można tylko podziwiać. Niewiele jest miejsc na świecie, w których realizuje się tak wiele projektów z tak ogromnym rozmachem. Niewiele jest takich miejsc, w których architekt może poczuć się jak w raju.

Nie będę przytaczać tu przykładów dobrej architektury, bo niewielu z Was to zainteresuje, zresztą ja sama widziałam tylko ułamek tego, co Singapur ma do zaoferowania. Musiałabym spędzić o wiele więcej dni w tym koszmarnie drogim mieście, by móc powiedzieć: znam Singapur i jego architekturę. A jednak te kilka dni wystarczyło mi, by się zakochać. Wystarczyło kilka projektów, by zobaczyć jak bardzo to miasto przewyższa wszystkie inne, w których byłam.

Ostatnio Singapur ma fioła na punkcie zostania „zielonym miastem”. Chce być określany nie tylko jako miasto-ogród, ale wręcz jako miasto w ogrodzie. Podobno chodzi o to, by mieszkańcom żyło się lepiej i przyjemniej, ale w rzeczywistości to jeden wielki wyścig o bycie najlepszym. Niezaleźnie od pobudek, władze Singapuru postanowiły stworzyć największy na świecie tropikalny ogród, na 100 hektarach ziemi wydartej morzu. Projekt nazwali Gardens by the Bay, czyli Ogrody nad Zatoką. Nie trzeba być architektem, by się nimi zachwycić, dlatego o tym piszę. Dwie olbrzymie szklarnie, które wygrały konkurs na najlepszy budynek na świecie w 2012 roku, kryją pod swoim sklepieniem rośliny z różnych stref klimatycznych, a także sztuczny 30-metrowy wodospad. 16 stalowych konstrukcji, nazywanych superdrzewami, imituje drzewa nie tylko kształtem, ale i właściwościami: porastają je setki gatunków innych roślin tworzących wertykalny ogród, zbierają wodę deszczową do nawadniania szklarni oraz produkują energię. A wszystko to otoczone ogromnym ogrodem ze ścieżkami rekreacyjnymi, nadmorską promenadą i wspaniałym widokiem na centrum Singapuru.

Po drugiej stronie zatoki plątanina wysokościowców, jeden podobny do drugiego, jak w innych wielkich miastach. Nic szczególnego, ale to tylko jedna strona medalu. Druga to najśmielsze fantazje architektów zrealizowane wszystkie obok siebie. Osobno żaden z tych projektów specjalnie do mnie nie przemawia: teatr z przekryciem w kształcie duriana, hotel z ogromnym statkiem na dachu, spirala kładki pieszej i wielki, biały kwiat sali koncertowej – za to razem, całe to szaleństwo nabiera sensu. Komponują sie razem w swojej śmiałości tworząc jedną, wariacką całość.

A najbardziej uwielbiam to miasto nocą, kiedy budynki nad zatoką błyszczą światłem reflektorów, a tysiace białych piłeczek umieszcznych na wodzie specjalnie w tym celu, odbija światło kolorowych laserów. Na jednej z tych piłeczek jest nawet wiadomość od nas: noworoczne życzenia od Paczków w podróży.

Nie twierdzę, że Singapur jest dobry do życia. Nie twierdzę, że jest idealny. Ale na te kilka dni, które tam spędziliśmy, zakochałam się w nim jak w żadnym innym azjatyckim mieście.

Więcej zdjęć z Singapuru w galerii:

Singapur 03-06.12.2012

8 Responses to “Raj dla architekta”

  1. podzielam Twoje zamiłowanie!!!

  2. Lornetki pisze:

    Zdjęcia przepiękne! A budowle po prostu nie z tego świata. Na pewno pobyt tam zapierał dech w piersiach.

  3. Andrzej pisze:

    Ładne zdjęcia, oddają urok miasta. Również miło wspominam czas w Singapurze, chociaż byłem tam niemal 15 lat temu. Bardzo czyste miasto, ale to ze względu na te wszystkie nakazy i wysokie kary. Ciekawostką jest, że tam na urzędnika przyjmującego łapówkę czeka kara śmierci.

  4. Mack pisze:

    Przyszłość Singapuru jest świetlna.

  5. Widzę, że jeszcze nie zobaczyłam wszystkiego w Singapurze. U mnie wygląda to trochę inaczej, choć niektóre elementy się powtarzają:
    http://pozytywnapozytywka.wordpress.com/2014/04/25/singapur/

    A widzieliście Little India? Też super. Odrobina inności w tym perfekcyjnym świecie :)

  6. efka pisze:

    Byliśmy też parę dni w Singapurze i byliśmy tak samo zachwyceni, ale na bliskim wschodzie to dopiero architekci mają raj. Tam dopiero mogą popuścić wodze fantazji :) Uwielbiam Dubaj i Dohę.

    • paczkiwpodrozy pisze:

      Wizyta w Dubaju jest na naszej liście! Jedyne co w naszym wypadku przemawia za Singapurem to ta zieleń, której w Dubaju pewnie za wiele nie ma?

Odpowiedz na „efkaAnuluj pisanie odpowiedzi